Ryn i okolice (przewodnik turystyczny po Mazurach)
W artykule z cyklu przewodnik po Mazurach wybierzemy się na wycieczkę rowerową po okolicy Rynu. Będziemy pedałować na trasie Ryn – Stara Rudówka – Monetki – Skop – Jeziorko – Orło – Głąbowo – Ryn. Do pokonania mamy około 30 km. Będę szczera – trasa nie jest łatwa. Czeka nas wiele wspinaczek pod górkę. Fragmentami teren jest mocno pofałdowany, co sprzyja pięknym widokom, ale też daje w kość na rowerze. Niby to tylko 30 km, ale najlepiej zaplanować sobie kilka godzin na spokojne pokonanie tej trasy. Również po to, by znaleźć czas na zatrzymanie się w ciekawych miejscach, a tych tutaj nie brakuje. Drogi, którymi będziemy się poruszać znajdziecie na mapach turystycznych prezentujących Krainę Wielkich Jezior Mazurskich. Startujemy więc.
Ryn to urokliwe miasteczko na Mazurach, zlokalizowane pomiędzy Mrągowem a Giżyckiem w odległości ok. 22 km od każdego z nich. Leży nad dwoma malowniczymi, a jednocześnie różnymi charakterem, jeziorami – Ołów i Ryńskim. Ryn został założony na wzgórzach. Ze względu na takie warunki zabudowa miejscowości układa się tarasowo, a góruje nad nią monumentalny krzyżacki zamek, który jest jednocześnie najbardziej rozpoznawalnym zabytkiem Rynu.
Ryn zachował także znaczną część dawnej, ciasnej zabudowy, skupionej w najstarszej części miasteczka. Nadjeziorne wąskie uliczki z niskimi, charakterystycznymi dla osad rybackich, domami mają swój niezwykły urok. Można poczuć tu klimat małego XIX-wiecznego miasteczka mazurskiego, dla którego woda od zawsze odgrywała kluczową rolę.
We wczesnym średniowieczu, w miejscu gdzie dziś stoi zamek prawdopodobnie funkcjonowało galindzkie grodzisko Rins. Służyło jako miejsce schronienia. Pierwsza wzmianka o zakonnej strażnicy Rhein pojawiła się natomiast w 1377 roku w kronice Wiganda z Marburga. Nazwa Rynu wzięła się zatem zapewne od staropruskiego Rins, choć według legendy okolica przypominała przybyłym tu z Niemiec Krzyżakom dolinę rzeki Ren, dlatego nadali zamkowi taką a nie inną nazwę.
Położona na przesmyku pomiędzy jeziorami Ryńskim i Ołów forteca przez wieki była ważnym ośrodkiem władzy. W murach ryńskiego zamku o świcie Krzyżacy odmawiali pierwsze modły, nieustannie słychać było zgrzyt mieczy i chrzęst zbroi ćwiczących się w sztuce walki rycerzy. Podczas wystawnych uczt na stole komtura pojawiały się daktyle, migdały i figi, a goście raczyli się najprzedniejszymi reńskimi winami.
Dzisiaj w zamku funkcjonuje hotel. Organizowane są tu odpłatne wycieczki z przewodnikiem, podczas których można obejrzeć wnętrza obiektu oraz posłuchać ciekawych historii związanych z jego funkcjonowaniem na przestrzeni dziejów. Wycieczki są dostępne dla wszystkich, nie tylko dla hotelowych gości. Podczas takiego spaceru można zobaczyć pozostałości średniowiecznej studni ze skarbem, ślady zwierzęcych łapek w średniowiecznej cegle czy wyjątkowy wewnętrzny zadaszony dziedziniec. Ryński zamek przez wieki słynął z mistrzowskiej średniowiecznej podwieszanej konstrukcji dachu, którą opisywali we wspomnieniach podróżnicy i goście, którzy docierali przy różnych okazjach do Rynu. Wiszący dach opierał się o słupy, a nie o mury. Niestety został zniszczony przez pożar w 1881 roku. Obecny dziedziniec jest nawiązaniem do tego dawnego ryńskiego wyróżnika.
Kto będzie miał szczęście (lub nieszczęście) ten spotka Ducha Księżnej Anny, żony Wielkiego Księcia Litwy Witolda, która bywała wraz z mężem na zamku w Rynie i według legendy została tu żywcem przez Krzyżaków zamurowana. Niektórzy powątpiewają, że to Duch Księżnej Anny ponieważ źródła historyczne mówią o tym, że Anna zmarła w Trokach w 1418 roku i została pochowana w Katedrze Wileńskiej. Tak czy siak, ktoś tu straszy.
W skrzydle więziennym zamku na gości czeka ekspozycja narzędzi tortur, które przez setki lat były wykorzystywane przy okazji procesów sądowych. Zobaczymy tu m.in. maskę wstydu, rozdzieracz piersi, krzesło inkwizytorskie, garotę, zgniatacz kciuków, widełki heretyków, topór katowski, kocią łapkę i kunę. Muszę przyznać, że działają na wyobraźnię.
Ryn to nie tylko zamek. Warto pospacerować po miasteczku, by odkryć jego osobliwości. Jest tu tunel między jeziorami wraz ze studnią ekspozycyjną, wieża ciśnień z punktem widokowym, dawny wiatrak na wzgórzu czy młyn, w którym dziś działa gospoda. W Rynie funkcjonuje także niewielkie Muzeum im. Albina Nowickiego. Patron placówki, pasjonat historii, w latach 50-tych XX wieku zaczął gromadzić różne przedmioty związane z miastem i jego najbliższą okolicą. Stały się one zaczątkiem dzisiejszych zbiorów.
Polecam z uważnością pospacerować uliczkami miasta. Szczególnie wartymi uwagi są trzy ulice – Kopernika, Ratuszowa i Kościuszki, będące dawnymi głównymi ryńskimi arteriami oraz Plac Wolności – niegdysiejszy rynek. Uważne oko dostrzeże tu wiele detali, będących pamiątką po przedwojennym Rynie. Przy rondzie stoi dom, który nazywam „Pod ukwieconą głową”. To według mnie jeden z ciekawszych detali zdobniczych na terenie miasteczka. Nad wejściem widnieje płaskorzeźba tajemniczej postaci, której głowę powtórzono na kołatce do drzwi w tym samym budynku. Głowa nakryta jest wieńcem pełnym roślinności – liści i kwiatów. Przy Kopernika 6 zobaczymy natomiast oryginalne drzwi z przeszkloną skrzynką na lampę naftową. Latarnia ta ma ponad 100 lat – pochodzi z początku XX wieku. Pod numerem 14 z kolei, przy drzwiach wejściowych od strony ulicy widać uroczy medalion naścienny przedstawiający dziecko trzymające w dłoniach nad głową kwiatowy nimb. Wspomnę jeszcze o dawnym zakładzie krawieckim przy obecnej Ratuszowej 39. Na starym szyldzie odczytamy nazwisko krawca (Schneidermeister) Rudolfa Goroncÿ’ego , który niegdyś prowadził tu swój zakład. Widoczne na szyldzie nożyczki stanowiły swoistą reklamę miejsca, a dziś są uroczym jego wspomnieniem.
Pod koniec XIV wieku Ryn za rządów Wielkiego Mistrza Winrycha von Kniprode stał się siedzibą komturii, czyli najwyższej stopniem jednostki administracyjnej państwa zakonnego (po siedzibach najwyższych dostojników zakonnych wraz z Wielkim Mistrzem). Panowanie Winrycha von Kniprode uważa się za szczyt potęgi Państwa Zakonnego i moment jego największego rozwoju gospodarczego. Ten Wielki Mistrz odbył w 1379 roku słynną pionierską podróż drogą wodną z Rynu do Malborka. Z Jeziora Ryńskiego płynął przez Tałty, Mikołajskie, Śniardwy, Białoławki, Kocioł i Roś, a następnie rzekami Pisa, Narwią do Wisły i Nogatem do Malborka. Tam, gdzie nie dało się wtedy płynąć, łodzie ładowano na wozy zaprzężone w woły i transportowano lądem.
Również w Rynie swoją wyprawę wojenną na Grodno w 1393 roku rozpoczął Werner von Tettingen, wielki szpitalnik Zakonu Krzyżackiego w Prusach. Rycerze zakonni po dotarciu drogą wodną do Pisza śladem Winrycha von Kniprode, dalej skierowali się rzeką Pisą do Narwi, a następnie w górę Biebrzy i częściowo lądem pod Grodno.
Komturia ryńska wyróżniała się największą w okolicy flotą rybacką. W kronikach zapisano, że oprócz statku, zamek posiadał 8 dużych i kilkanaście mniejszych łodzi rybackich. Miał tu też przez wiele lat swoją siedzibę „fiszmajster”, czyli osoba odpowiadająca za rybołówstwo w Zakonie. Zadaniem tego urzędu było zaopatrywanie w ryby innych zamków krzyżackich w Prusach. Ryby z Rynu docierały także do Malborka, a potem do Królewca.
Na początku XIX wieku po Jeziorze Ryńskim regularnie kursował statek Rudolf i trzy inne kutry kupca Meyera z Pisza, przewożące sól i zboże oraz spławiające drewno. Ryn zasłynął jako miejsce startu kolejnej legendarnej wyprawy. To z Jeziora Ryńskiego 18 czerwca 1854 roku wyruszył w rejs po Wielkich Jeziorach Mazurskich parowiec pasażerski „Masovia” z królem pruskim Fryderykiem Wilhelmem IV na pokładzie. „Masovia” nie pływała jednak długo. Na skutek błędu nawigacyjnego w 1865 roku statek utknął na mieliźnie na Jeziorze Ryńskim i zatonął przy próbie ściągnięcia go z niej.
W okresie międzywojennym w Rynie działało kilka hoteli. Miasto stało się znanym i chętnie odwiedzanym mazurskim letniskiem. Do Rynu można było dostać się parostatkami, kolejką wąskotorową albo omnibusami pocztowymi.
Obecnie deptak spacerowy nad Jeziorem Ryńskim stanowi swoiste serce miasta. W sezonie napotkamy tu foodtrucki z serwowanym na szybko jedzeniem oraz budki z lodami i napojami. To tu zlokalizowana jest także gospoda w dawnym młynie. Niedaleko Urzędu Miasta znajduje się fontanna z uroczym ślimakiem, symbolem przynależności Rynu do sieci miast Cittàslow oraz spory plac zabaw dla dzieci.
Jezioro Ryńskie ma długość około 7 km, a jego powierzchnia wynosi około 7 km2. Najgłębsza toń jeziora przekracza 20 m, a średnia wynosi około 13 m. Na akwenie są trzy wyspy. W porcie na Jeziorze Ryńskim przy pomostach może cumować jednocześnie sześćdziesiąt jachtów. Nowoczesna ekomarina sprzyja żeglarzom, którzy chętnie odwiedzają miasto. Żeglowanie po rozległej, 20-kilometrowej, rynnie Jeziora Ryńskiego i Tałty to prawdziwa przyjemność. Ekomarina nie jest jedynym portem jachtowym w Rynie. Dalej usytuowane są kolejne przystanie. W pobliżu znajduje się park linowy, boiska do gry w piłkę nożną i siatkówkę oraz niewielki amfiteatr pod gołym niebem.
Z położonej przy promenadzie przystani Żeglugi Mazurskiej można w sezonie letnim popłynąć w rejs na Ptasią Wyspę, który trwa około godziny. Ptasia Wyspa to rezerwat przyrody na Dużej Wyspie położonej na Jeziorze Ryńskim. Znajduje się tu największa w Polsce kolonia mew śmieszek licząca 8-9 tysięcy par lęgowych. Można zaobserwować także inne gatunki ptaków, w tym hełmiatkę, znajdującą się w Polskiej Czerwonej Księdze Zwierząt. Jest to nie lada gratka nie tylko dla ornitologów, ale wszystkich miłośników natury.
Z Rynu popłyniemy także do Mikołajek (rejs trwa około 1,40 godz.), ale tylko w jedną stronę. Trasa prowadzi najpierw przez Jezioro Ryńskie, potem Tałty, a na końcu wpływa się w Jezioro Mikołajskie.
Z Rynu jedziemy drogą asfaltową do wsi Stara Rudówka. Prowadzi tędy czerwony szlak rowerowy Grodzisk Pruskich, którym będziemy podążać aż do wsi Monetki. Tymczasem w okolicy kolonii Rudówka znajduje się wjazd na stary cmentarz ewangelicki oraz grób i obelisk upamiętniający ofiary mordów czerwonoarmistów na miejscowej ludności. By dojechać w to miejsce należy skręcić w lewo, naprzeciwko przystanku autobusowego. Przy skrzyżowaniu stoi niewielki kamień-drogowskaz z wyrytym krzyżem, strzałką i informacją o odległości 300 m do cmentarza. W nocy z 27 na 28 stycznia 1945 roku żołnierze radzieccy rozstrzelali tu 40 osób – 36 cywilów (w tym kobiety, starców i dzieci) oraz 4 wojskowych. Tuż obok znajduje się stary cmentarz ewangelicki, do którego prowadzi brama z niemieckim napisem „Jesus lebt” (Jezus żyje).
Po obejrzeniu tego miejsca wracamy do drogi asfaltowej, którą dojeżdżamy do Starej Rudówki. Towarzyszy nam piękna aleja drzew, w której dominują wiekowe lipy. Aleja jest wyjątkowa, bo czterorzędowa, niezachowana jednak w całości. Po jednej stronie drogi widzimy dwa rzędy drzew posadzonych w szachownicę i tak samo jest po drugiej stronie ulicy.
W Starej Rudówce w XVII wieku osiedlił się jeden z najwybitniejszych poetów polskich epoki baroku – Zbigniew Morsztyn. Zbigniew Morsztyn był arianinem – członkiem wspólnoty religijnej, która nie uznawała dogmatu Trójcy Świętej. W 1658 roku w Polsce został wydany dekret o wygnaniu arian – musieli oni opuścić teren Rzeczpospolitej albo zmienić wyznanie. Morsztyn wybrał emigrację. Osiedlił się w Prusach Książęcych, gdzie wydzierżawił dwa majątki – Rudówkę i Małe Jagodne. Z czasem Rudówka stała się ważnym ośrodkiem arian, a sam Morsztyn jego czołową figurą. Synod ariański w 1678 roku odbywał się właśnie w tej małej mazurskiej wsi.
Zbigniew Morsztyn opisywał bieżące wydarzenia historyczne. Napisał, m.in. utwór „Sławna Victoria Nad Tvrkami Od Woysk Koronnych y Wielkiego Xięstwa Litewskiego: Pod Chocimem Otrzymana W dzień Swiętego Marcina w Roku 1673. Za najważniejsze w jego spuściźnie uchodzą dwa zbiory wierszy: „Muza domowa” oraz „Emblemata”.
Wraz ze śmiercią Morsztyna w 1689 roku gmina ariańska w Rudówce zaczęła podupadać. Nie wiemy, gdzie pochowano poetę, który zmarł w Królewcu, a którego zwłoki przewieziono do Rudówki. Co niektórzy przypuszczają, że Morsztyna pogrzebano na niewysokim wzgórzu, które nazywano „ariańską górką”. Znajduje się ona przy drodze do Szymonki.
W 2011 roku w Starej Rudówce upamiętniono postać Zbigniewa Morsztyna, stawiając przy skrzyżowaniu z drogą z Szymonki symboliczny kamień, mówiący o jego związkach z wsią. Obok pomnika ku czci poety znajduje się także a tablica z informacją, że budowniczym drogi w Rudówce w 1926 roku był niejaki A. Poschmann z Sensburga (z Mrągowa).
My tymczasem jedziemy dalej. Przed końcem wsi skręcamy w lewo w polną drogę prowadzącą do wioski Monetki. Fragment ten jest wymagający ze względu na duże różnice wysokości i liczne pagórki. Widoki jednak rekompensują trudy pedałowania. Nie bez przyczyny teren między miejscowościami Stara Rudówka, Monetki, Skop i Tros jest pod specjalnym nadzorem – stanowi Obszar Chronionego Krajobrazu „Kłos”. I właśnie w przysiółku Kłos wjeżdżamy na asfalt.
We wsi Monetki zobaczymy dwór z pocz. XX wieku. Jest to niewielka willa o wiejskim charakterze. W latach 20-tych XX wieku majątek należał do rodziny Gerlich. Obejmował 306 ha. Funkcjonowała tu m.in. wytwórnia serów. Zachowały się także zabudowania podwórza gospodarczego.
Asfaltem dojeżdżamy do drogi krajowej nr 59 w Trosie. Przecinamy ją, przechodząc na przejściu dla pieszych na drugą stronę ulicy. Następnie wjeżdżamy w pierwszą polną drogę po lewej. Po drodze po lewej stronie wśród drzew mijamy stary ewangelicki cmentarz. Między niewielkimi wzgórzami dojeżdżamy na skraj lasu. Ma się wrażenie, jakby droga się skończyła. Jednak dalej wiedzie dróżka w lesie i właśnie nią podążamy. Teoretycznie prowadzi tędy czerwony szlak pieszy, jednak jego oznakowanie w terenie jest już fragmentaryczne. Szlak dawno nie był odnawiany.
Droga jest trudna – wąska, nieoczywista, może być rozjeżdżona przez pojazdy rolnicze, z koleinami. Są jednak plusy – przez las prowadzi „z górki lub po płaskim”. Po drodze po lewej stronie mijamy tajemnicze Kacze Bagno. Po deszczu gdzieniegdzie napotkamy błoto, bo cały teren jest podmokły.
Po wyjściu z lasu po prawej stronie na rozległej łące naszym oczom ukaże się potężne pruskie grodzisko, dawna warownia Galindów, nazywa Górą Zamkową. Warto wdrapać się na grodzisko, by podziwiać z jego szczytu okolicę. Galindowie wybrali na jego lokalizację miejsce idealne – obecnie otoczone terenami podmokłymi, które niegdyś były jeziorami. Grodzisko ma wyraźnie zaznaczony majdan oraz wały. Jest doskonałym punktem obserwacyjnym i wcale nie łatwo wejść na jego szczyt po stromych zboczach. Grodzisko służyło schronieniu w razie zagrożenia. Na co dzień Galindowie mieszkali w osadzie rozciągającej się na polach u jego podnóża. Świadczą o tym odkryte tutaj ślady chat. Ze względu na sąsiedztwo z galindzkim grodziskiem wieś Jeziorko w latach 1928-1945 zwana było Preussenburgiem czyli Pruskim Zamkiem.
Warto chwilę spędzić na grodzisku, by podelektować się widokami.
Dalej kierujemy się do wsi Jeziorko. Tym razem prawie cały czas pod górę. W okresie letnim drogę najczęściej porastają wysokie trawy łąki, przez którą przebiega i trzeba nastawić się na „wciąganie” roweru. Ten fragment na kołach pokonają najbardziej zaawansowani rowerzyści – pozostałym proponuję zsiąść z roweru i przeprowadzić go na odcinku około 1 km aż do wsi Jeziorko. Tuż przed samą wsią wjeżdżamy w wygodną dróżkę, która biegnie w dół w niewielkim wąwozie, gdzieniegdzie dochodzącym do około 4 m głębokości. Drogę po obu stronach znaczą gęsto rosnące młode drzewa, których korony rozciągają nad głowami malowniczy baldachim.
Dojeżdżamy do wsi Jeziorko i przy domu nr 10 wychodzimy na drogę asfaltową, naprzeciwko znajduje się staw. Skręcamy w lewo i asfaltem jedziemy w kierunku wsi Tros. Nie dojeżdżając jednak do Trosu, tuż za Jeziorkiem, w lesie skręcamy w prawo. Jest to dojazd pożarowy nr 34. Wygodną leśną drogą, dojeżdżamy do Jeziora Orło zaraz przy punkcie czerpania wody. Nie ma tu typowej plaży, ale jezioro jest dostępne i można pomoczyć nogi.
Kierujemy się wzdłuż brzegu jeziora w kierunku wsi Orło. Po kilkuset metrach po lewej stronie zobaczymy górujący nad okolicą galindzki kopiec strażniczy. To z niego Prusowie obserwowali okolicę, wypatrując zagrożenia. Położony był między grodziskami (czyli punktami oporu, obrony, schronienia) w Rynie i Jeziorku. Rozciąga się stąd niezwykle malowniczy widok praktycznie na całe jezioro Orło. Jest to jeden z piękniejszych punktów widokowych w okolicy Rynu.
Następnie wśród niesamowitych widoków na okoliczne pola i połyskujące w dali jezioro dojeżdżamy do wsi Orło, gdzie zobaczymy sporo starych mazurskich domów. Przy placu zabaw skręcamy w lewo. Po drodze do Głąbowa po lewej stronie wśród drzew wprawne oko dostrzeże pozostałości cmentarza ewangelickiego, gdzie chowano dawnych mieszkańców wsi.
W Głąbowie po prawej stronie drogi zobaczymy dawny dwór – obecnie jest on własnością prywatną i nie jest dostępny dla zwiedzających. Majątek w Głąbowie w latach 20-tych XX wieku był własnością Feyersangerów i wraz z trzema folwarkami obejmował 557 ha. Zachował się interesujący architektonicznie dwór z II poł XIX wieku (dziś popadający w ruinę), park i pozostałości zabudowań gospodarczych. Obecnie stanowi część fermy drobiowej.
Po wojnie w Głąbowie funkcjonował PGR, o czym świadczą charakterystyczne dla popegeerowskich wsi bloki, widoczne po lewej stronie drogi. Po ok. 1 km skręcamy z drogi wojewódzkiej nr 642 w lewo na ścieżkę będącą dawnym nasypem kolejki wąskotorowej. O tym, że niegdyś biegł tutaj tor świadczy wyrównany poziom drogi, niekiedy biegnącej dużo wyżej niż teren po obu jej stronach oraz charakterystyczne dla dróg kolejowych łagodne łuki skrętów.
Wąskotorówka na początku XX wieku połączyła Ryn z Kętrzynem. Była to linia Sławkowo-Ryn (licząca około 19 km będąca częścią tzw. Kętrzyńskiej Kolei Dojazdowej, która w sumie liczyła 127 km. Po drodze z Rynu pociąg zatrzymywał się na następujących stacjach: Głąbowo, Knis, Salpik, Bałowo, Nakomiady, Góra Herbowa i Sławkowo, by finalnie dotrzeć do Kętrzyna. Kolejka wąskotorowa jeździła jeszcze po wojnie. Linię Sławkowo-Ryn rozebrano dopiero w latach 70-tych XX wieku. Obecnie pozostał po niej nasyp, po którym fragmentami poprowadzono drogę oraz ścieżkę pieszo-rowerową. Tor kolejki biegł północnym i wschodnim brzegiem jeziora Ołów, a jej stacja końcowa znajdowała się przy obecnej ulicy Zamiejskiej 2.
Wycieczkę kończymy nad Jeziorem Ołów. To niewielkie, spokojne i malownicze jezioro o owalnym kształcie. Jego nazwa nie ma nic wspólnego z ołowiem. Jest to spolszczona wersja dawnej niemieckiej nazwy tego akwenu – Ollof See. Choć bardziej adekwatne do jego wyglądu jest określenie Wald See czyli Jezioro Leśne, którego używano równolegle z oficjalnym.
Dookoła jeziora biegnie wygodna ścieżka pieszo-rowerowa o długości ponad 4 km. Po drodze napotkamy charakterystyczne regularne tarasy rozłożone na wysokim wzgórzu. Prawdopodobnie jest to pozostałość dawnej średniowiecznej krzyżackiej winnicy. Przed wiekami klimat w tej okolicy był znacznie cieplejszy. Krzyżacy sprowadzili na teren Prus mistrzów winiarskich z południowych Niemiec i Włoch. W 1379 roku zbiory winogron ze wszystkich winnic Prus Zakonnych wyniosły ponad 600 ton. Krzyżacka winnica w Rynie nie przetrwała długo – zapewne wkrótce przyszła sroga zima i krzewy winogron szybko wymarzły. Ze szczytu winnego wzgórza rozciąga się piękny widok na jezioro.
Ołów jest długie na 1,6 km, a jego szerokość dochodzi do ponad 500 m. Średnia głębokość wynosi 13 m, a maksymalna głębia osiąga aż 40 m. Jezioro objęte jest strefą ciszy. Od strony zamku w okresie lata funkcjonuje miejskie kąpielisko z pomostem i wypożyczalniami sprzętu wodnego. To idealne miejsce, by zakończyć naszą wyprawę.
W artykule z cyklu przewodnik Mazury podróżowaliśmy na rowerach na trasie Ryn – Stara Rudówka – Monetki – Jezioro – Orło – Głąbowo – Ryn. Przejechaliśmy około 30 km. Dajcie znać, jak podobała Wam się ta propozycja wycieczki.
Magda, przewodnik po Olsztynie, Warmii i Mazurach