Franknowo oraz Żegoty i Mokradła Żegockie (Warmia, przewodnik turystyczny)
W artykule w ramach cyklu „Warmia – przewodnik turystyczny” wyruszymy na wycieczkę rowerową w okolicy Jezioran na trasie Franknowo – Żegoty – Mokradła Żegockie – Tolniki Wielkie – Wólka Szlachecka – Franknowo. Zatoczymy około 20 km pętlę.
Do Franknowa pojechałam pierwszy raz kilka lat temu, po tym jak przeczytałam gdzieś, że w miejscowym kościele do 1945 roku złożone było serce biskupa warmińskiego Adama Stanisława Grabowskiego? Jak to? – pomyślałam sobie wtedy. Tutaj było serce Grabowskiego? Wcześniej o tym nie słyszałam.
Zwyczaj oddzielnego pochówku serc królów, hetmanów, biskupów czy artystów był praktykowany w Europie od wieków. To właśnie serca zmarłych darzono szczególną czcią i zazwyczaj chowano w miejscach wskazanych przez nich za życia lub szczególnie z nimi związanych, takich jak kościoły czy klasztory. Pierwszy zanotowany przypadek tego zwyczaju miał miejsce już w roku 775, kiedy to serce św. Bonifacego, patrona Niemiec, zostało pochowane oddzielnie od ciała. W Polsce pierwszym takim przypadkiem było serce króla Władysława Jagiełły, które pozostało w Gródku, gdzie zmarł w 1434 roku, podczas gdy jego ciało zostało pochowane na Wawelu.
Oddzielny pogrzeb serca był praktykowany z kilku powodów. Po pierwsze, serce było uznawane za symbol emocji, duszy i osobowości, dlatego darzono je szczególną czcią. Ponadto, wierzenia często przypisywały sercu szczególną rolę, łącząc je z duchowym aspektem człowieka. Oddzielenie serca od ciała i jego osobny pochówek miały symboliczne znaczenie. Wskazywano w ten sposób, że serce zmarłego jest uznawane za najważniejszą część jego istoty.
Ponadto, pochówki serc były również związane z kultem świętych i bohaterów narodowych, gdzie serce uznawano za szczególnie godne oddzielnej uwagi. Chowanie serca w innym miejscu niż ciało mogło być również związane z życzeniami zmarłego lub jego bliskich, którzy pragnęli, aby serce zostało pochowane w miejscu szczególnie ważnym dla niego lub dla społeczności, której służył.
Wreszcie, istniała praktyczna motywacja, ponieważ oddzielenie serca od ciała i jego balsamowanie przedłużało czas, w którym można było przeprowadzić ceremonię pogrzebową. Ciała, pozbawione wnętrzności, dłużej zachowywały trwałość, co umożliwiało zorganizowanie odpowiedniej ceremonii.
Wracamy na nasz teren. Generalnie biskupów Warmii chowano w katedrze we Fromborku. Zdarzały się oczywiście odstępstwa. Na przykład Stanisław Hozjusz, będący na stanowisku w XVI wieku, zmarł w Rzymie i tam też w bazylice na Zatybrzu został pogrzebany. Z kolei Ignacy Krasicki umarł w Berlinie i początkowo tam go pochowano, a następnie zwłoki przeniesiono do Gniezna. Na ostatnim etapie życia ten słynny poeta doby oświecenia był arcybiskupem gnieźnieńskim i prymasem Polski.
Ale wróćmy do Adama Stanisława Grabowskiego. Jego ciało złożono do grobu pod posadzką fromborskiej świątyni. Płyta nagrobna leży w nawie głównej, niedaleko prezbiterium, naprzeciw ołtarza Najświętszego Sakramentu. Miejsce jest znane i opisane. Płyta nagrobna biskupa Adama Stanisława Grabowskiego została wykonana z czarnego wapienia dębnickiego. Ma rozmiary 228 × 114 cm. W górnej części zdobi ją kartusz wykonany z brązu z orderem Orła Białego i herbem Zbiświcz. Herb ten przedstawia miecz z niejako nadzianym na niego półksiężycem, na rogach którego widać gwiazdy. Dlaczego znalazł się tu order Orła Białego? Grabowski został nim odznaczony w 1740 roku przez króla Polski Augusta III Sasa.
Order Orła Białego to najstarsze i najwyższe odznaczenie państwowe Rzeczypospolitej Polskiej nadawane za znamienite zasługi dla kraju. Przyznawany jest najwybitniejszym Polakom oraz najwyższym rangą przedstawicielom państw obcych. Order Orła Białego ustanowił w 1705 roku król August II Sas, a Adam Stanisław Grabowski należał do grona pierwszych osób nim odznaczonych. To nie lada wyróżnienie. Od XVIII wieku po rok 1990, czyli przez 285 lat, Orderem Orła Białego uhonorowano 1323 osoby, w tym biskupa warmińskiego Adama Stanisława Grabowskiego.
W Muzeum Archidiecezji Warmińskiej w Olsztynie można zobaczyć dwa portrety Grabowskiego namalowane w XVIII wieku, czyli za jego życia. Na obu na piersi biskupa dumnie wisi Order Orła Białego. Podobny portret można oglądać w Muzeum Warmińskim na zamku biskupów w Lidzbarku Warmińskim.
Wracamy do katedry we Fromborku i płyty nagrobnej Grabowskiego. Znajduje się na niej inskrypcja napisana po łacinie o następującej treści:
Adamowi Stanisławowi Grabowskiemu biskupowi kościołów: Chełmna, Włocławka, a w końcu też Warmii, gorliwie oddanemu służbie Bożej i dyscyplinie, znawcy i opiekunowi, od króla do Stolicy Świętej posłującemu, godzącemu podzielonych obywateli Gdańska, znawcy literatury i pisarzowi, biegłemu w naukach kościelnych i świeckich znawcy języków obcych, hojnemu i opiekuńczemu przyjacielowi kleru i ludu, o szczerym i uprzejmym usposobieniu i miłych obyczajach. Szczodrobliwemu w sprawiedliwości i prawości, jak najbardziej zasłużonemu przełożonemu i rządcy. Cierpliwie znoszącemu czas długi i gorzkość choroby dnia ostatniego. 15 grudnia 1766 w wieku 68 lat, 3 miesięcy, 11 dni zmarł cicho. Płytę położył Jan Castelli z Elbląga – przyjaciel i spadkobierca.
W katedrze fromborskiej zachowało się około 130 płyt nagrobnych, pochodzących z różnych okresów. Najnowszy pochówek upamiętniony płytą w posadzce tego kościoła to właśnie grób bp. Adama Stanisława Grabowskiego, przedostatniego biskupa Warmii przed rozbiorami.
No dobrze. A co z sercem Grabowskiego? Dlaczego trafiło ono do Franknowa? Wytłumaczenie zdaje się być proste – barokowy kościół we Franknowie był największą sakralną inwestycją tego zasłużonego dla Warmii biskupa, który zainicjował i ufundował wiele obiektów. Musiał jednak darzyć to miejsce szczególną sympatią, bo wspaniałych i godnych pochówku realizacji powstałych z jego inicjatywy na Warmii nie brakowało. Urna z sercem Grabowskiego stała przy ołtarzu głównym kościoła we Franknowie przez prawie 180 lat – zaginęła po drugiej wojnie światowej.
Dlaczego Adam Stanisław Grabowski był szczególną postacią w historii Warmii? Grabowski przeszedł do historii Warmii jako mecenas kultury i oświaty, dobroczyńca ludzi nauki i artystów, fundator najwyższej próby ołtarzy głównych we fromborskiej katedrze i w kolegiacie w Dobrym Mieście. Zbudował pałac na przedzamczu w Lidzbarku Warmińskim, ustawił na jego dziedzińcu rzeźbę Św. Katarzyny, wyremontował i wyposażył kaplicę zamkową, postawił nową letnią rezydencję biskupów w Smolajnach. Ufundował także stacje drogi krzyżowej i płaskorzeźby do krużganków w sanktuarium w Stoczku Klasztornym. Wszystkie te obiekty szczęśliwie przetrwały do naszych czasów i są doskonałymi przykładami sztuki baroku w regionie.
Grabowski rządził Warmią 25 lat. Był człowiekiem niezwykle energicznym, stale podróżował. Znał kilka języków, jego lidzbarska biblioteka liczyła około 1200 książek, co jak na tamte czasy było imponującą ilością. W swojej rezydencji w Lidzbarku Warmińskim przyjmował znamienitych gości. Kupił w Warszawie pałac po prymasie Potockim – miał w stolicy rezydencję godną trzeciego (po krakowskim i gnieźnieńskim) biskupa Rzeczypospolitej.
W 1755 roku Jan Fryderyk Endersch opracował i wydał na polecenie Grabowskiego znaną do dziś mapę Warmii. Jej miedzianą matrycę możemy oglądać w Muzeum Archidiecezji Warmińskiej w Olsztynie.
Warmia zaczęła pojawiać się na ogólnych mapach Europy lub jej części jako kraina historyczna w okresie późnego średniowiecza. Potem widnieje na coraz bardziej szczegółowych mapach Prus i Polski. Jedną z nich jest mapa Prus wykonana przez Henryka Zella i wydana w 1542 roku jako drzeworyt w skali 1 : 670 000. Kolejną znaną mapą z tego okresu jest ta autorstwa Kaspra Hennebergera. Ukazała się w Królewcu w 1576 roku jako odbitka drzeworytnicza na czterech arkuszach w stosunkowo dużej, jak na owe czasy, skali 1 : 368 000. Na obu wspomnianych mapach Warmia widniała pod nazwą Ermeland. Mapa Kaspra Hennebergera, nie licząc rękopiśmiennych map niektórych komornictw Warmii opracowanych w międzyczasie, była do połowy XVIII wieku najbardziej szczegółowym obrazem kartograficznym terytorium tej krainy. Kolejną mapę opracował na zlecenie biskupa Grabowskiego, w połowie XVIII wieku Jan Fryderyk Endersch. Co jest właściwe dla tej mapy? Była to pierwsza tak szczegółowa mapa Warmii. Wykonana została w skali 1:226 000. Na mapie znalazło się 821 nazw miejscowych, z których 576 leży na Warmii. Mapa Warmii Enderscha do dziś jest dobrze czytelna i nawet współcześnie wzbudza uznanie kartografów.
Czy Franknowo, w tamtym czasie Frankenau, ulubione miejsce zleceniodawcy mapy jest na nią naniesione? Tę zagadkę zostawiam Wam – sami sprawdźcie.
Dużym osiągnięciem Grabowskiego jako zarządcy terenu była ordynacja krajowa z 1766 roku, która regulowała zasady funkcjonowania społeczeństwa warmińskiego.
Stolica Apostolska dała biskupowi Grabowskiemu prawo noszenia paliusza, co oznaczało zrównanie diecezji warmińskiej z archidiecezjami Rzeczypospolitej. Paliusz to część szaty liturgicznej w formie pasa z naszytymi sześcioma greckimi krzyżami, wykonanej z wełny specjalnie hodowanych w Watykanie do tego celu owiec. Noszenie paliusza przysługuje papieżowi i metropolitom. Przyznanie biskupowi warmińskiemu tej godności świadczyło o znaczeniu i wyjątkowej pozycji diecezji warmińskiej, która w czasach Grabowskiego nie była przecież metropolią kościelną. Paliusz noszony jest przez arcybiskupów warmińskich do dziś.
Grabowski cierpiał na podagrę i boleści żołądkowe. Zmarł w lidzbarskim zamku w wieku 68 lat. Pochowano go we Fromborku, jednak jego serce trafiło do ukochanego Franknowa. Kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika we Franknowie został konsekrowany przez Grabowskiego w 1751 roku. Jego herb – Zbiświcz – widnieje nad wejściem do świątyni oraz na cokołach z obu stron ołtarza głównego. W rokokowych ołtarzach bocznych kościoła we Franknowie zobaczymy obrazy: Ukrzyżowania oraz mistycznych zaślubin św. Katarzyny. Jest tu także tablica z 1752 roku upamiętniająca poświęcenie ołtarzy przez biskupa Grabowskiego. Ambona pochodzi z końca XVIII wieku, podobnie jak ciekawe cztery posągi: Wiary, Nadziei, Miłości i Męstwa.
Znajdujący się w ołtarzu głównym obraz przedstawiający patrona kościoła św. Stanisława Biskupa i Męczennika namalowany został przez Józefa Korzeniowskiego – lokalnego artystę pochodzącego z Lidzbarka Warmińskiego. Korzeniowski był malarzem, ale pełnił również funkcję burgrabiego fromborskiego. Jego ojciec był nadwornym chirurgiem biskupów warmińskich. Korzeniowski jest autorem m.in. obrazu znajdującego się w Radostowie. Jego płótna można oglądać także w Grzędzie i Pogrodziu w okolicach Elbląga. Artysta wykonał również malowidła w kaplicy na zamku w Lidzbarku Warmińskim, na których przedstawił wybrane sceny biblijne.
Nie tylko wnętrze kościoła we Franknowie robi wrażenie. Na zewnątrz uwagę zwraca murowana barokowa dzwonnica z połowy XVIII stulecia oraz ogrodzenie z wyjątkową bramą główną. Opuszczamy kościół we Franknowie i jedziemy dalej.
Sporo tu charakterystycznych dla regionu kapliczek i krzyży z XIX i I połowy XX wieku. Uwagę zwracają także przedwojenne warmińskie domy i zabudowania gospodarcze. Szkoła podstawowa we wsi mieści się w historycznym budynku. Przed wojną pełnił tę samą funkcję. To duży, 2-skrzydłowy gmach, zbudowany w kształcie litery L. Jaki był mój zachwyt, gdy na zdjęciu z lat 20-tych XX wieku, zobaczyłam grzebiące w ziemi przed szkolnym płotem kury. Kury, jak kury, ale gdy ostatni raz byłam we Franknowie również widziałam w pobliżu szkoły te hodowlane ptaki. Nie dość, że szkoła wygląda niemal tak samo, jak 100 lat temu, to i kury wciąż lubią jej otoczenie. Urocze. Żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia. Byłaby fajna zabawa przy porównywaniu fotek.
Do wsi Żegoty jedziemy niezwykle urokliwą drogą, wznoszącą się i opadającą wśród pól. Ogrom przestrzeni, ilość ptaków i innych zwierząt żyjących na tutejszych łąkach to fascynująca sprawa. Kiedy się jedzie tą drogą, to ma człowiek wrażenie jakby płynął gdzieś w przestworzach. Ale takie to już są te nasze warmińskie, urocze ścieżki, wijące się pomiędzy pagórkami.
Ten charakterystyczny krajobraz Warmii jest efektem działania lądolodu w okresie ostatniego zlodowacenia, które zakończyło się około 14 tys. lat temu. W punktach, gdzie czoło lodowca zatrzymało się na dłużej utworzyły się moreny czołowe – miejsca o dużym nagromadzeniu materiału w postaci osadów żwirowych, piaszczystych, ilastych i gliniastych oraz dużych, jak na niziny, wysokościach bezwzględnych. Mają kształt malowniczych wałów i pagórków.
Jadąc drogą z Franknowa do Żegot w oddali na łące można dostrzec, ledwo majaczące, ruiny zabudowań. Jakoś nie mogłam się oprzeć, żeby nie przedrzeć do nich po mokrych, wiosennych skibach ziemi. Wśród pozostałości gospodarstwa największe wrażenie zrobiły na mnie resztki dawnej studni. Zrobiłam zdjęcie tego miejsca i nazwałam je „Studnia na horyzoncie”. Skąd taki tytuł? Studnia kojarzy mi się ze źródłem, początkiem, a horyzont natomiast z końcem, kresem. W ruinach tego warmińskiego gospodarstwa tylko dawna studnia przypomina, że kiedyś toczyło się tu życie. Dziś za domostwem już tylko horyzont. Czy to przypadek, że to właśnie studnia nie chce się rozsypać, mimo że o krok „koniec świata”? W tym miejscu przypomniał mi się wiersz Leopolda Staffa, zatytułowany „Studnia”. Pozwólcie, że przytoczę fragment.
„W rozzłocone, słoneczne, omdlałe południe,
Gdy pracownicy pola w dom śpieszą, a błonie
Opustoszeją z ludzi, ponad starą studnię
Trwożna dziewczyna idzie patrzeć w ciemne tonie”.
Warmia i Mazury to kraina pełna śladów. Tropów, które prowadzą w nieoczywistych kierunkach i pozwalają dotrzeć do miejsc, dzięki którym można ten region zrozumieć. Ta samotna i opuszczona warmińska studnia bardzo przemawia do wyobraźni. Tak jak kiedyś była źródłem wody, tak współcześnie może być źródłem przemyśleń o regionie.
Widok tej zapomnianej studni na tle bezkresnego horyzontu skłonił mnie do refleksji nad naturą przemijania i wieczności. Choć otaczające gospodarstwo już dawno przestało pulsować życiem, ta studnia pozostaje jako symboliczny znak uporu i trwałości w obliczu czasu. Patrząc na jej resztki, zdałam sobie sprawę, że choć wszystko się zmienia, istnieją elementy, które przetrwają nawet największe burze losu.
Podobnie jak w wierszu Leopolda Staffa, gdzie trwożna dziewczyna spogląda w ciemne tonie studni, tak i ja w tej opuszczonej ruinie dostrzegam miejsce, które przenika wyjątkową aurą tajemnicy i refleksji.
Studnia na horyzoncie staje się więc nie tylko punktem odniesienia do przeszłości, ale również symbolem nadziei i kontynuacji. Mimo że życie wydaje się nieomal zanikać w tle horyzontu, ta studnia przypomina nam, że początek i koniec są jedynie pozornymi punktami w nieskończonym nurcie czasu.
Wybaczcie ten trochę przydługi, parafilozoficzny wywód, ale miejsce to wyjątkowo mnie nastroiło. Studnia na horyzoncie stała się dla mnie metaforą naszych własnych życiowych podróży – pełnych nieoczekiwanych zwrotów akcji, nieznanych celów i chwil refleksji.
Wędrując po tych warmińskich ruinach, doceniam piękno i mądrość, które kryją się w przemijaniu. Każdy kamień, każdy mur to świadek minionych czasów, a każdy ślad na ziemi to opowieść, która czeka, aby zostać odkrytą przez ciekawego podróżnika. Może to tylko ruiny, ale dla mnie są one kopalnią skarbów – historii, refleksji i inspiracji.
Rozmyślając na symboliką warmińskiej studni, dotarliśmy do wsi Żegoty. Na jednym z budynków we wsi, nad wejściem, znajduje się urocza figura. To dobosz, czyli członek orkiestry (zazwyczaj wojskowej), grający na bębnie. W wojskach europejskich od końca średniowiecza wybijał takt w marszu i w czasie ataku oraz przekazywał sygnały natarcia, odwrotu i alarmu. Doboszami w armiach często bywały dzieci.
Dlaczego figura dobosza znalazła się na budynku w Żegotach? Na to pytanie nie znalazłam odpowiedzi. Nie mniej postać jest niezwykle urocza. To ten rodzaj detalu, który zapada w pamięć.
Kościół w Żegotach jest monumentalny. Świątynię wzniesiono na początku XX wieku, konsekrował ją biskup Augustyn Bludau. Wnętrze tego neogotyckiego kościoła przykrywa sklepienie żebrowe. Ołtarz główny pochodzi z 1912 roku. Wystrój jest w większości neogotycki. Na szczególną uwagę zasługują zabytki sztuki sakralnej, przeniesione z wcześniejszego budynku. Są wśród nich m.in.: dawna zagroda chrzcielna o cechach ludowego rokoka, z przełomu XVIII i XIX wieku oraz barokowy krucyfiks z końca XVII wieku, umieszczony w południowej nawie bocznej, wyróżniający się rzeźbionym wieńcem z winnymi gronami, w które wplecione zostały tzw. Arma Christi, czyli Narzędzia Męki Pańskiej. To nietypowe przedstawienie, nie widziałam nigdzie podobnego. W wieży kościoła wisi dzwon z 1610 roku, prawdopodobnie pochodzący z wcześniejszej świątyni. Kościół otacza neogotyckie ogrodzenie z czterema kapliczkami w narożach. Znajdują się w nich ludowe rzeźby Matki Bożej i św. Józefa, a także figury św. Katarzyny i św. Barbary.
Na przykościelnym cmentarzu widoczne są groby przedwojennych proboszczów, między innymi ks. Paula Schwartza znajdującego się w gronie warmińskich męczenników. Trwa jego proces beatyfikacyjny. Paul Schwartz został zamordowany przez czerwonoarmistów w lutym 1945 roku. Gdy wojska radzieckie zbliżały się do Żegot, władze niemieckie nakazały mieszkańcom opuszczenie wsi i przeniesienie się do domów gospodarzy na koloniach. Proboszcz Schwartz wraz z siostrami katarzynkami, swoją rodzoną chorą siostrą i gospodynią udali się do zaprzyjaźnionej rodziny Huhn. Ksiądz zabrał ze sobą Najświętszy Sakrament. Kiedy Armia Czerwona była już coraz bliżej, ukrył go w spichlerzu pod stertą dachówek. W końcu po kolejnych dramatycznych, szczególnie dla kobiet, wizytach żołnierzy, ukrył naczynia liturgiczne w głębokiej studni. Znowu pojawia się na naszej drodze studnia. Jak pierwszy raz przeczytałam o tej studni, nie mogłam uwierzyć w zbieg okoliczności.
12 lutego zmarła siostra księdza. Następnego dnia po południu w gospodarstwie pojawiło się trzech pijanych żołnierzy radzieckich, którzy chcieli zabić s. Sidonię, jedną z Katarzynek. Potem weszli do pokoju księdza. Do domowników dobiegły hałasy, w końcu odgłos strzału. Ksiądz został zamordowany. Łóżko było przesiąknięte krwią – kapłana zabito strzałem w skroń. Zastrzelono również panią Huhn. 15 lutego pogrzebano ciała w okolicy domu. W listopadzie 1945 r. wierni w kondukcie żałobnym przenieśli szczątki do Żegot, gdzie zostały pochowane obok kościoła.
Takich nieludzkich historii z wojny mamy w naszym regionie bardzo wiele. Dotyczą one ludzi wszystkich zawodów i warstw społecznych. Pochodzenie, urodzenie, pieniądze – nic nie miało znaczenia.
Ruszamy dalej. Po spacerze po Żegotach kierujemy się w stronę rezerwatu przyrody Mokradła Żegockie. Moja wiosna to ptaki. Gęsi i żurawie, których „krzyki” rozdzierają wiosenne blade niebo oraz jeszcze szare i ciche łąki i bagna. By nacieszyć się tymi nawoływaniami wiosny i poszukać spokoju w naturze warto wybrać się właśnie na Mokradła Żegockie. Ten faunistyczny rezerwat przyrody chroni lęgowiska i żerowiska ptaków wodno-błotnych.
Jeszcze na początku XX wieku było tu płytkie zarastające jezioro, które osuszono w 1909 roku. Wskutek braku konserwacji urządzeń melioracyjnych, obszar ten ponownie się zabagnił. Utworzyło się tu płytkie rozlewisko porośnięte turzycami i trzcinami. W tym obniżeniu terenu otoczonym polami można usłyszeć wiosnę „pełną gębą”.
Kiedy byłam tu ostatnim razem widziałam i słyszałam zarówno żurawie jak i gęsi. Wkrótce pojawią się kolejne skrzydlate cudowności. Wiosną przebywa tutaj około 2000 ptaków, głównie siewkowatych.
W sumie na Mokradłach Żegockich występuje około 100 gatunków, m.in. perkoz rdzawoszyi, perkoz zausznik, bąk, czapla siwa, łabędź niemy, gęś gęgawa, gęś białoczelna, gęś zbożowa, krzyżówka, krakwa, świstun, rożeniec, cyranka, cyraneczka, płaskonos, czernica, głowienka, łyska, kokoszka wodna, kureczka nakrapiana, wodnik, żuraw, bekas, kszyk, bekasik, błotniak stawowy i rzadko obserwowany w głębi lądu – ostrygojad. Ten często się odzywa i jest głośny. W lipcu zaś podczas przelotów na terenie rezerwatu pojawiają się bataliony, którego populacja lęgowa w Polsce jest na granicy wymarcia.
Jadąc wzdłuż Mokradeł Żegockich dotrzemy do wsi Tolniki Wielkie, a dalej przez Wólkę Szlachecką wrócimy do Franknowa. Na ostatnim etapie wycieczki przetniemy nasyp dawnej linii kolejowej łączącej niegdyś Jeziorany i Lidzbark Warmiński. Wybudowano ją w 1899 r. jako boczną trasę łączącą Czerwonkę z Cyntami (obecnie Korniewo w obwodzie królewieckim). Przebiegała przez trzy większe miasta – Jeziorany (Seeburg), Lidzbark Warmiński (Heilsberg) i Górowo Iławeckie (Landsberg).
Linia z Czerwonki do Korniewa likwidowana była etapami. Najpierw rozebrano odcinek pomiędzy ostatnią stacją po polskiej stronie granicy, czyli pomiędzy Jarzeniem a rosyjskim Korniewem. Potem skrócono tor do Sągnit. Przez kolejne 45 lat kursowała tam jedna para pociągów na dzień. W 1991 r. zlikwidowano ten pociąg, a ruch ograniczył się do odcinka Czerwonka – Lidzbark Warmiński. W 1996 roku zamknięto i tę trasę. Mimo to tory pozostawały na swoim miejscu aż do 2013 roku. Dziś pamiątką po tej linii kolejowej jest widoczny w krajobrazie nasyp. Budynek dawnej stacji kolejowej we Franknowie zaadaptowany został na cele mieszkalne.
Dotarliśmy do końca naszej wycieczki. Dzisiaj podróżowaliśmy na rowerach na trasie Franknowo – Żegoty – Mokradła Żegockie – Tolniki Wielkie – Wólka Szlachecka – Franknowo. Dziękuje za wspólną przejażdżkę. Dajcie znać, jak podoba Wam się mój przewodnik po Warmii.
Magda, przewodnik po Olsztynie, Warmii i Mazurach