Rowerem po kolei – Targowo, Jabłonka i Orżyny (Mazury, przewodnik turystyczny)
Ostatnio jeździliśmy na rowerach po Warmii, więc dziś dla odmiany ruszymy na wycieczkę po Mazurach, choć będziemy poruszać się stosunkowo blisko granicy z Warmią. Mamy do pokonania około 25 km na trasie Dźwierzuty – Jabłonka – Orżyny – Targowo – Dźwierzuty.
Inspiracją dla tej wycieczki była oddana do użytku w 2023 roku ścieżka rowerowa, która biegnie nasypem dawnej linii kolejowej łączącej niegdyś Biskupiec ze Szczytnem przez Dźwierzuty. Jazda nasypami dawnych kolei to sama przyjemność – jest płasko i bez samochodów. Tutaj dodatkowo na całości położono asfalt. Bezpieczeństwo i wygoda sprawiają, że szlak ten staje się coraz bardziej popularny zarówno wśród mieszkańców, jak i turystów. Jego wielkim atutem jest uroda falującej wzgórzami morenowymi okolicy i piękna przyroda z ptakami na czele. W weekendy można tu spotkać naprawdę dużo rowerzystów, ale też spacerowiczów.
W całości trasa „Rowerem po kolei” liczy około 40 km i biegnie przez trzy gminy – Szczytno, Dźwierzuty i Biskupiec. Dużym walorem tej ścieżki jest także to, że możemy na nią wjechać w wielu miejscach. Nie trzeba zaczynać wycieczki w Biskupcu czy Szczytnie, choć oczywiście to także świetny pomysł. Można wybrać sobie jakąś wioskę w sąsiedztwie dawnej linii kolejowej i tam rozpocząć eskapadę, by w odpowiednim ku temu momencie wjechać na szlak prowadzący nasypem kolejowym. Zanim przejdziemy do trasy naszej dzisiejszej wycieczki pozwólcie, że słowem wstępu opowiem jeszcze trochę o osi tej przejażdżki, czyli o szlaku „Rowerem po kolei”.
Jak na trasę dawnej linii żelaznej przystało motywem przewodnim tej ścieżki są dawne stacje i przystanki kolejowe. Kolej na trasie Biskupiec- Szczytno oddawano do użytku etapami na początku XX wieku. Ostatni odcinek między Jabłonką a Szczytnem otwarto w 1909 roku. W ciągu jej przebiegu znajdowały się 4 stacje kolejowe – Biskupiec, Grodziska, Dźwierzuty i Szczytno oraz 7 przystanków osobowych. Były to: Rudziska, Kobułty, Targowska Wola, Olszewki Mazurskie, Jabłonka, Nowe Kiejkuty i Ochódno. Stacja od przystanku osobowego różni się tym, że dzięki co najmniej dwóm torom pociągi mogły tu zaczynać lub kończyć swój bieg, wyprzedzać się czy zmieniać kierunek jazdy.
Czas przejazdu na odcinku Biskupiec-Szczytno w latach 50. XX wieku wynosił nieco ponad 2 godziny, trzydzieści lat później jechało się około 70 minut. Najszybszy czas przejazdu wynoszący 46 minut ustanowił pociąg sezonowy kursujący w 1960 roku, a łączący Warszawę z Mikołajkami. Tak szybki czas przejazdu wynikał głównie z tego, że na interesującej nas trasie zatrzymywał się tylko na dwóch stajach – w Szczytnie i Biskupcu.
Ruch pociągów na linii numer 262 wstrzymano na początku lat 90-tych XX wieku. Tory rozebrano około 10 lat temu. Przy tej dawnej drodze żelaznej zachowało się bardzo dużo obiektów kolejowych, które można oglądać jadąc zorganizowaną tu ścieżką rowerową. Urokliwe dworce wraz z budynkami towarzyszącymi budowane według określonych wzorów to prawdziwe perełki architektoniczne. Obecnie znajdują się na różnych etapach zachowania – jedne wyglądają lepiej, inne gorzej, kolejne są w ruinie. Nie mniej nawet te wydają się być zdatne do odratowania. Jeszcze. Duża liczba stacji i przystanków powoduje, że co kilkanaście minut jazdy rowerem mijamy kolejne kolejowe zabudowania. To fajny temat przewodni tej trasy.
Oprócz pruskiej kolei jako motywu głównego ścieżce rowerowej towarzyszą wyjątkowe pejzaże i niezwykła przyroda. Drzewa i krzewy owocowe oraz mnóstwo gniazdującego i żerującego w okolicy ptactwa sprawia, że jedzie się tu niezwykle przyjemnie. Kiedy byłam tu jesienią nazbierałam mnóstwo jabłek, gruszek, dzikiego bzu i głogu. Wiosną i jesienią na okolicznych polach, łąkach i mokradełkach można obserwować zlotowiska żurawi. Ścieżka biegnie w sąsiedztwie Łąk Dymerskich i Rutkowa, które stanowi miejsce przystankowe dla migrujących żurawi.
Łąki Dymerskie są pozostałością po dawnym Jeziorze Dymer. Miejsce to uwielbia ptactwo wszelkie. Wodno-błotne mają tu świetne warunki do gniazdowania, a przelotne rozległe przestrzenie do żerowania. Na obszarze użytku ekologicznego Łąki Dymerskie stwierdzono obecność około 110 gatunków awifauny. Można tu zaobserwować, m.in. bąka, błotniaka stawowego i łąkowego, derkacza, kropiatkę, zielonkę, wąsatkę czy srokosza. Zdarza się, że w okresie lęgowym widuje się tu rzadkie błotniaki zbożowe.
Spośród gatunków przelotnych i koczujących najliczniejszy jest wspomniany żuraw. W początkach lat 90. XX wieku obszar Dymerskich Łąk był jedną z największych ostoi tego ptaka w czasie wędrówek jesiennych w skali kraju i regionu. Jesienią obserwowano nawet do 2 500 żurawi. Od kilku lat na Dymerskich Łąkach nocuje mniej żurawi, co jest wynikiem spadku poziomu wody.
Niedaleko Rutkowa i Łąk Dymerskich przy szlaku „Rowerem po kolei” postawiono wiatę wypoczynkową, skąd rozciąga się piękny widok na tę pełną ptaków okolicę. Z kolei w okolicy miejscowości Rudziska stoi wieża widokowa, z której można podziwiać Parleskie Wzgórza – wyjątkowo ciekawy pod względem geomorfologicznym i przyrodniczym obszar. Ciągi tutejszych wzgórz moreny czołowej pocięte są licznymi zagłębieniami. Malowniczy krajobraz tworzy również mozaika łąk, pastwisk, nieużytków i lasów.
Niedaleko rozciągają się także Kobułckie Wzgórza. To zespół przyrodniczo-krajobrazowy, gdzie celem ochrony jest zachowanie walorów przyrodniczych i krajobrazowych terenów charakteryzujących się wybitnymi kulminacjami moreny czołowej oraz licznymi źródliskami i młakami. Młaka to powierzchniowy wypływ wód z warstw wodonośnych zwykle zatorfiony lub zabagniony. Często porośnięty roślinnością bagienną.
Wracamy jednak na trasę naszej dzisiejszej wycieczki, a dokładnie do punktu startu, czyli do Dźwierzut. Pozwólcie, że zwiedzanie samych Dźwierzut zostawimy na inną okazję. Miejscowości tej bowiem należy się trochę więcej uwagi i czasu. Udajemy się zatem w kierunku MOR-u czyli miejsca obsługi rowerzystów z wiatą wypoczynkową na szlaku „Rowerem po kolei”. To stąd zaczniemy naszą wycieczkę.
Kontynuujemy naszą wycieczkę. Jesteśmy w Dźwierzutach, skąd ruszamy szlakiem „Rowerem po kolei” w kierunku Jabłonki. Zanim jednak tam dotrzemy po drodze miniemy jedną stację i dwa przystanki kolejowe dawnej linii 262.
Nieistniejąca dziś stacja kolejowa w Dźwierzutach przed wojną nosiła niemiecką nazwę Mensguth. Zachowało się tu kilka oryginalnych obiektów kolejowych – budynek dawnego dworca, dawne toalety oraz mały szkieletowy obiekt gospodarczy.
Zaledwie po kilku minutach jazdy rowerem zobaczymy kolejne zabudowania kolejowe – te które zachowały się w Olszewkach Mazurskich. Do 1937 roku przystanek nosił nazwę Olschöwken, a potem w okresie 1938-1945 – Kornau. Zmiany nazwy dokonano w czasach hitlerowskich, kiedy to przemianowano wszystkie zbyt polsko brzmiące nazwy miejscowości w Prusach.
Tutejszy dworzec różni się od tego w Dźwierzutach. Jest to budynek parterowy złożony z dwóch brył, gdzie niższa to dawna poczekalnia dla podróżnych. Obie części mają jednospadowy dach. Jest tu także nieduży dom mieszkalny pracowników kolei z przylegającym do niego budynkiem gospodarczym.
Po kolejnych kilku minutach jazdy rowerem dotrzemy do przystanku kolejowego w Jabłonce. Do 1937 roku miejscowość nosiła nazwę Jablonken, potem zmieniono ją na Wildenau. Tu także zachował się budynek dawnego dworca. Obok stoi budynek gospodarczy i dawne toalety. Jest też dom pracowników kolei z przynależnym mu obiektem gospodarczym.
Po obejrzeniu zabudowań dworca wracamy około 100 m ścieżką z powrotem w kierunku Dźwierzut i skręcamy w drogę prowadzącą do centrum Jabłonki. Stoi przy niej przystanek autobusowy, na którym znajdziemy tablice informacyjne dotyczące starych odmian grusz. Być może zamieszczono tu tego typu informacje w związku z występującymi we wsi w starych sadach tych konkretnych drzewek owocowych. Tego nie wyjaśniono. W każdym razie opisano tu faworytkę zwaną popularnie klapsą, gruszę komisówkę i gruszę konferencję. Dowiedziałam się tu, że komisówka to odmiana wyhodowana w 1849 roku we Francji i uważna za najsmaczniejszą na naszym kontynencie. Już wiem, jakich gruszek szukać jesienią na bazarku. Jak już je znajdę, to mogę z nich zrobić np. grusztardę czyli musztardę z gruszek, gruszki pod oscypkiem i żurawiną lub sok jabłkowo-gruszkowy. Przepisy na wymienione smakołyki znajdziecie na wspomnianym przystanku autobusowym. Każdy z nich podpisany jest nazwiskiem autorki. Ja zamierzam wypróbować wszystkie.
Sama Jabłonka to wieś z ciekawą historią, po której jednak nie zostało wiele śladów. Tutaj w 1644 roku czyli równo 380 lat temu na świat przyszedł Christoph Hartknoch – historyk, nauczyciel, pisarz. Jego ojciec był pastorem i nauczycielem. Sam Christoph uczył się w szkołach w Pasymiu, Królewcu i Bartoszycach. Podobno jako 12-letni chłopiec Christoph przeżył tzw. najazd tatarów na Prusy podczas wojen szwedzkich. Rektor pasymskiej szkoły wyrzucił go z budynku przez okno. Chłopiec schronił się w lesie i dzięki temu uratował się.
Od 1662 roku studiował nauki humanistyczne – filozofię i teologię – na Uniwersytecie w Królewcu, lecz musiał przerwać studia z powodu braku pieniędzy. Zarabiał na życie i dalsze kształcenie jako nauczyciel domowy. Pracował m.in. w Kownie, Wilnie i Gdańsku, a w końcu w Królewcu. Udało mu się skończyć studia na Albertynie, gdzie zaraz zaczął wykładać. Wkrótce dostał posadę wykładowcy gimnazjum toruńskiego, gdzie szybko piął się po kolejnych szczeblach kariery. Został mianowany profesorem tej szkoły, a następnie został jej dyrektorem, by w końcu zostać konrektorem.
Hartknoch badał historię Prus, Pomorza, Żmudzi i Kurlandii oraz zgłębiał zagadnienia prawno-ustrojowe Polski. Ogłosił szereg łacińskich rozpraw historycznych, m.in.: O początkach Prus, O formie dawnego państwa pruskiego, O prawie pruskim, O bałwochwalstwie i przesądach dawnych Prusów.
Hartknoch odnalazł i opracował pochodzącą z XIV wieku krzyżacką kronikę Piotra z Dusburga, którą wydał drukiem w 1679 w Lipsku. Kronika Ziemi Pruskiej z 1326 roku to niezwykle cenne źródło historyczne dotyczące historii Zakonu Krzyżackiego w Prusach, z którego badacze czerpią do dziś.
Hartknoch zmarł na gruźlicę w młodym wieku 43 lat. Został pochowany w Toruniu. Na Mazurach upamiętniono go epitafium w kościele ewangelicko-augsburskim w Pasymiu, z którym był związany jako uczeń tutejszej szkoły. Jabłonka, czyli wieś pochodzenia Hartknocha, oddalona jest od Pasymia o trochę ponad 20 km.
W połowie XIX wieku wzniesiony został w Jabłonce imponujący pałac. Zostały po nim ledwo widoczne resztki fundamentów, fragmenty ogrodzenia z kutą bramą wjazdową oraz mocno przetrzebiony park krajobrazowy projektu Johanna Larassa z 1865 roku. Kiedy ogląda się pałac na dawnych widokówkach, to trudno uwierzyć, że kiedyś stał tu taki obiekt. Wyglądał niezwykle okazale i był słusznych rozmiarów. Pod koniec XIX wieku dobra jabłoneckie powiększyły się m.in. o Targowo, a ich właściciel – Gwidon (Guido) von Fabeck – został największym właścicielem ziemskim w powiecie szczycieńskim. Do majątku należały m.in. gorzelnia, mleczarnia, tartak i fabryka cementu. W 1927 roku w pałacu ulokowano Uniwersytet Ludowy, który miał na celu zasymilować młodych polskojęzycznych Mazurów z Niemcami i kulturą niemiecką.
W Jabłonce funkcjonował też dom starców, gospoda i szkoła. Budynek tej ostatniej postawiony w 1928 roku zachował się do dziś.
Na przystanku autobusowym w centrum wsi poczytacie o starych odmianach jabłoni – renecie szarej, koszteli i antonówce zwykłej. Dowiedziałam się tu, że moje ulubione kosztele były także ulubionymi jabłkami króla Jana III Sobieskiego. Sfotografowałam też zaproponowane tu przepisy na konfiturę z rajskich jabłuszek, jabłecznik oraz jabłecznik z bezą. Przepis na to ostatnie ciasto mam zamiar wypróbować wkrótce. Najpierw jednak muszę zakupić antonówki, a to wbrew pozorom nie jest taka łatwa sprawa.
Z Jabłonki jedziemy wąską pokrytą brukiem drogą w kierunku drogi wojewódzkiej nr 600. Następnie przecinamy ją i wjeżdżamy na ścieżkę „Rowerem po kolei”. Nie jedziemy jednak w kierunku Nowych Kiejkut, a z powrotem w stronę dworca w Jabłonce. Przed dawnym przystankiem kolejowym zjeżdżamy ze ścieżki w drogę w lesie, którą dotrzemy ponownie do wspominanej drogi wojewódzkiej nr 600.
Po kilku minutach jazdy tą ulicą, trafimy do wsi Orżyny, właściwie Orzyny, ale potocznie wszyscy mówią Orżyny, więc i ja będę się trzymała tej nomenklatury. Po naszej prawej stronie pojawi się długa rynna jeziora Łęsk. Skręcając w pierwszą drogę po prawej za jeziorem dotrzemy do tutejszej plaży. Największa głębia tego jeziora osiąga 39,5 m. Średnia natomiast wynosi 11 m. W słoneczny letni dzień woda przybiera barwę lazuru. Brzegi akwenu są wysokie i strome, porośnięte lasem.
Wschodnim brzegiem jeziora prowadzi niezwykle widokowa droga, przy której wąskim pasem wzdłuż akwenu na długości około 2,5 km rozciąga się rezerwat przyrody Kulka. Został on utworzony w 1955 roku w celu zachowania fragmentu lasu mieszanego ze stanowiskami flory pontyjskiej i kserotomicznej. Roślinność pontyjska jest właściwa dla obszaru otoczenia Morza Czarnego. Popularnie nazywana jest roślinnością stepową. Murawy kserotermiczne rozwijają się na nasłonecznionych zboczach na suchym podłożu wapiennym. Roślinność odnotowana w rezerwacie Kulka, to m.in. sasanka łąkowa, sparceta piaskowa, drikiew żółtawa, pięciomik piaskowy, gorycz pagórkowy, groszek czerniejący, ciemiężyk białkowy. Niektóre z tych roślin są w stadium zaniku lub już zanikły wskutek zmian warunków świetlnych.
Przejażdżkę wzdłuż wschodniego brzegu jeziora Łęsk zostawiamy sobie na inną okazję. Wracamy do wsi Orżyny. Po odpoczynku na tutejszej plaży, ruszamy dalej. Na głównym skrzyżowaniu we wsi skręcamy w lewo w kierunku Dźwierzut. Na skraju wsi w szeregu stoi kilka kochówek, czyli małych domków jednorodzinnych wybudowanych w latach 30-tych XX wieku z przeznaczeniem dla ubogich warstw społecznych.
Za nimi w głębi zobaczymy budynek pałacu. Został zbudowany nad jeziorem Arwiny, które obejrzymy z drogi na dalszym etapie naszej wycieczki. Początkowo Orżyny, niemieckie Erben, należały do klucza dóbr ziemskich z siedzibą w Rańsku. Na początku XVIII wieku dobra zostały podzielone na kilka odrębnych majątków i tak powstał ten z siedzibą w Orżynach. Na przełomie XIX/XX wieku obejmował 1000 ha. Na początku XX wieku przez krótki okres należał do hrabiów von Mirbach i von Poleske z Sorkwit.
Zachowany do dziś pałac wznieśli prawdopodobnie kolejni właściciele – rodzina Wilke, która była w posiadaniu majątku w Orżynach w latach 1912-1930. Zwraca uwagę duży ryzalit ozdobiony klasycyzującą dekoracją. W otoczeniu pałacu i we wsi stoi kilka dawnych budynków folwarcznych, w różnym stopniu przekształcenia. Jeden z nich ma ozdobny ceglany szczyt i duże drewniane wrota. Są też dawne czworaki, dziś mieszczące sklep.
Jedziemy dalej, asfaltem w kierunku Targowa. Po prawej stronie drogi w oddali rozciąga się Jezioro Arwiny. Przed samym Targowem hen daleko pobłyskuje kolejny akwen – Jezioro Rańskie.
Ostatnio w Targowie byłam na początku kwietnia. To, co mnie najbardziej ujęło w tej wsi, to bardzo duża liczba bocianów. Sezon bociani jeszcze się wtedy dopiero rozkręcał, a tam słychać już było klekot z każdej strony. Mnóstwo gniazd i niemal wszystkie były już zajęte.
Bociany białe są nieodłącznym symbolem polskiej wsi i jednym ze zwiastunów wiosny. Polska jest europejską ostoją bociana białego. Szacuje się, że w naszym kraju gniazduje około 50 000 par bocianów, a co piąty przedstawiciel tego gatunku jest Polakiem. W Polsce najwięcej bocianów białych zasiedla Warmię i Mazury. Szczególnie licznie w naszym regionie występują one wzdłuż granicy z rosyjskim obwodem królewieckim. Bocianią stolicą Polski jest położone niedaleko Górowa Iławeckiego Żywkowo. Nie mniej w całym naszym województwie bociany są zauważalne, szczególnie we wsiach. Bocian od bowiem wieków towarzyszył człowiekowi.
Boćki brodzą po podmokłych zabagnionych terenach sąsiadujących z jeziorami i stawami, poszukują pokarmu na pastwiskach, chodzą za pracującym rolnikiem. Niektóre szczególnie „udomowione” bywają nawet na wiejskich podwórkach. Wbrew obiegowym opiniom bocian wcale nie jest zaciętym eksterminatorem żab. Jego urozmaicona dieta złożona jest głównie z kretów, norników, myszy, ryb, gadów, mięczaków, chrząszczy i dżdżownic. Bocianie gniazda mają średnicę około metra i są zbudowane z patyków, gałęzi oraz wyścielone trawą i słomą. Bocianie gniazdo posiada wiele zakamarków, w których chętnie gnieżdżą się wróble, mazurki i szpaki.
Domostwo z bocianim gniazdem w wierzeniach ludowych jest symbolem szczęścia i obfitości plonów dla gospodarstwa oraz gwarantem, że miejsca tego nie dotkną żadne katastrofy. Bociany znajdziemy na obrazie Józefa Chełmońskiego oraz w utworach Cypriana Kamila Norwida, Marii Konopnickiej, Adama Mickiewicza czy Władysława Reymonta.
Wreszcie sylwetkę lecącego bociana zobaczymy w logo Mazurskiego Parku Krajobrazowego, którego siedziba znajduje się w Krutyni. To chyba nie przypadek więc, że wiosną pierwszy bocian pojawiający się w Polsce od trzech lat przylatuje właśnie do mazurskiej Krutyni. To Krutek, który ma gniazdo w centrum wsi. Bociek jako pisklak trafił tu z Kętrzyna. W ośrodku rehabilitacyjnym dla bocianów przy Mazurskim Parku Krajobrazowym go odchowano, odkarmiono, zaobrączkowano i wypuszczono na wolność. W 2023 roku został zaopatrzony w ładowany słońcem nadajnik GPS, dzięki czemu wiemy, że ostatniej zimy Krutek był na wakacjach w Egipcie i Izraelu. Szczęśliwie wrócił do domu.
Do siebie wróciły też bociany z Targowa. Słuchacie audycji krajoznawczej Radiowy Przewodnik po Warmii i Mazurach. Przed piosenką dotarliśmy do mazurskiego Targowa.
We wsi zwraca uwagę zbudowany z kamienia kościół. Stawiano go długo, pomiędzy 1884 a 1934 rokiem. Obok postawiono także dzwonnicę. Pierwotnie była to świątynia ewangelicka, obecnie jest siedzibą katolickiej parafii pw. św. Jana Chrzciciela.
W Targowie znajduje się stary cmentarz ewangelicki, na którym zachowało się kilka starannie zdobionych, kutych krzyży z początku XX wieku. Nagrobki dawnej ludności mazurskiej oraz stary drzewostan nadają temu miejscu wyjątkowego charakteru. Z niektórych tablic nagrobnych można jeszcze odczytać imiona, nazwiska oraz daty urodzin i śmierci zmarłych. Wyraźnie widać, że o niektóre groby ktoś dba – są one starannie uporządkowane, ziemia wokół nich jest zagrabiona, a na mogiłach leżą kwiaty i gałązki świerku.
Na tutejszym cmentarzu szczególne wrażenie robi żeliwny krzyż wrośnięty w dwa drzewa. Krzyż jest przechylony, wygląda jakby był wchłaniany przez przyrodę, stając się integralną częścią otoczenia. Tę niezwykłą scenę można interpretować jako symboliczne zjednoczenie się dwóch światów – krzyża jako symbolu pamięci o konkretnej osobie, której nie ma już wśród żywych i drzew jako symbolu życia i przemijania. Drzewa mają swój cykl – zimą niejako obumierają, by ponownie obudzić się do życia na wiosnę.
Patrząc na to zjednoczenie krzyża i drzew, można odnaleźć w tym obrazie głębszą metaforę przemijania i ciągłości życia. Pomimo upływu czasu i zmian zachodzących w otoczeniu, zarówno krzyż, jak i drzewa, pozostają ze sobą zespolone. I w tym połączeniu niejako krzyż żyje.
Ta niezwykła scena zachęca do refleksji nad cyklem życia i śmierci oraz nad siłą natury, która nie tylko ożywia, ale także łączy i integruje różne elementy świata materialnego. To przypomnienie, że nawet w przemijaniu można odnaleźć piękno i spokój, gdyż życie i śmierć są nierozerwalnie ze sobą związane, tworząc nieustający cykl istnienia.
Z cmentarza ruszamy do centrum wsi. W 2023 roku w Targowie otwarto Park Bab Pruskich. Można tu oglądać osiem betonowych rzeźb, z czego siedem jest odwzorowaniem posągów znalezionych na terenie Warmii i Mazur. Przy wejściu do parku stoi tablica, na której możemy znaleźć informacje, czym najprawdopodobniej są Baby Pruskie.
Antropomorficzne wykute w kamieniu posągi zwane „babami pruskimi” są charakterystycznymi dla Prus średniowiecznymi artefaktami. Znanych było kilkanaście takich rzeźb, głównie odkrytych na obszarach należących do plemion Pomezanów i Bartów. Nazwa tych posągów, przetłumaczona na język polski jako „baba”, została zapożyczona z języków ludów stepowych, gdzie oznaczała przodka, praojca.
Baby pruskie są niższe od ludzi. Przedstawiają wbrew nazwie, nie baby a chłopów. Baba zatem jest mężczyzną. Często nosi wąsy lub brodę. Na większości posągów wyryte są rogi do picia, czasami także broń i elementy stroju. Analizy wyobrażeń mieczy, włóczni czy naszyjników wskazują, że rzeźby powstały około XI–XII wieku. Najprawdopodobniej przedstawiały zasłużonych zmarłych wojów, od których żyjący oczekiwali opieki.
W świetle podań ludowych baby często były ludźmi zaklętymi w kamień za swoje przewinienia. Zdarzało się, że baby łączono z ofiarami klątwy. Ofiarą klątwy była także dziewczyna zamieniona w kamień w Targowie. Nazywaną ją Złą Dziewczyną. Musiała zatem popełnić jakiś szczególny występek, skoro rzucono na nią klątwę, zmieniając nieszczęśnicę w kamień. Rzeźba ta łączona była z obiektem z Rańska nazywanym Kamienną Panną, a może był to jeden i ten sam posąg? Mówiono o nim, że pewnego dnia matka przeklęła swoją córkę za to, że zamiast iść w niedzielę do kościoła, poszła do lasu na jagody. Co się stało z owymi pannami z Targowa/Rańska? Na to pytanie nie znalazłam odpowiedzi. Nie mniej stały się one powodem, że to właśnie w Targowie otwarto Park Bab Pruskich.
Zobaczymy w nim replikę baby zwanej Mnichem, pochodzącej z granicy Susza i Nipkowia w powiecie iławskim, a obecnie eksponowanej przed Muzeum Archeologicznym w Gdańsku. Jest też Bartek z Bartoszyc oraz Baba z Wejsun stojąca teraz na rynku w Piszu. Tzw. Baba z Gałdowa zwana również Świętym Kamieniem oraz Bluźnierca z Mózgowa to kolejne repliki posągów, które zobaczymy w Targowie, a których oryginały obecnie znajdują się w Gdańsku. Jakie jeszcze baby pruskie stoją w Targowie? Sprawdźcie sami.
Miejscowym lokalnym produktem jest tzw. baba dźwierzucka, będąca nawiązaniem do jednej z najbardziej rozpoznawalnych bab pruskich, tej z Barcian, która obecnie stoi na dziedzińcu zamku w Olsztynie. Baba dźwierzucka w dłoniach zamiast rogu i miecza ma kłos (symbol gminy Dźwierzuty) oraz liść dębu nawiązujący do Festiwalu Kultury Słowiańskiej i Pruskiej, który od kilku lat odbywa się w Dźwierzutach. Baba Dźwierzucka jest gminnym gadżetem promującym tę okolicę. Występuje m.in. pod postacią pluszowej maskotki wytwarzanej przez miejscowych rzemieślników. Można ją nabyć np. w sklepie z rękodziełem w Dźwierzutach.
Za Parkiem Bab Pruskich w Targowie zobaczymy rząd kochówek, a naprzeciwko wejścia stoi dawna szkoła. Na jednym z budynków przy wyjeździe ze wsi w kierunku Dźwierzut zobaczymy mural przedstawiający bociana. Na drugiej ścianie również namalowano ptaki. Po opuszczeniu Targowa wygodną drogą asfaltową dojedziemy do Dźwierzut i rowerowego MOR-u, skąd startowaliśmy.
I to już koniec naszej wycieczki rowerowej po Mazurach, której osią była otwarta w 2023 roku ścieżka „Rowerem po kolei”. Dziś podróżowaliśmy na trasie Dźwierzuty – Jabłonka – Orżyny – Targowo – Dźwierzuty. To pewnie nie ostatnia przejażdżka z wykorzystaniem szlaku rowerowego biegnącego nasypem dawnej linii kolejowej. Dzisiejsza trasa to tylko jedna z możliwości, których jest tutaj mnóstwo. Być może zainspiruje ona Was do samodzielnego planowania wycieczek rowerowych w tej okolicy. Pomocną w tym względzie będzie mapa turystyczna prezentująca Pojezierze Mrągowskie.
Magda, przewodnik po Olsztynie, Warmii i Mazurach