Warmia i Mazury – 80 lat po wojnie
Zima 1945 roku zapisała się na kartach historii Warmii i Mazur jako czas przełomu. Przełom w kontekście końca wojny w Prusach Wschodnich oznaczał dramatyczne zakończenie niemieckiej obecności w tym regionie. Był to czas ucieczek ludności cywilnej przed Armią Czerwoną, zniszczeń miast i wsi oraz początek masowych przesiedleń. Koniec wojny przyniósł nowe granice, podział regionu między Polskę i ZSRR oraz radykalne zmiany demograficzne i kulturowe. ‘45-ty zakończył wielowiekową historię Prus Wschodnich jako prowincji niemieckiej.
Wkroczenie Armii Czerwonej do Prus Wschodnich w 1945
13 stycznia 1945 roku rozpoczęła się tzw. operacja wschodniopruska Armii Czerwonej. Jej celem było odcięcie wojsk niemieckich w Prusach Wschodnich od głównych sił i ich rozbicie. Realizowano ją siłami 2. i 3. Frontu Białoruskiego. Wojna dotarła na większość obszaru dzisiejszego województwa warmińsko-mazurskiego dopiero w jej ostatniej fazie, czyli właśnie zimą 1945 roku. Ziemie te zostały zniszczone przez rosyjskie wojsko, które posuwało się naprzód niczym walec. Miała też miejsce masowa ucieczka ludności cywilnej na zachód, w głąb Niemiec. 22 stycznia Sowieci zajęli Olsztyn, 10 lutego Elbląg, 20 marca Braniewo, 9 kwietnia Królewiec. Jeszcze w maju trwały walki na Mierzei Wiślanej.
Warmia i Mazury – zwiedzanie z przewodnikiem, lektury, miejsca
Dzisiaj przypomnimy wydarzenia zimy 1945 roku. Nie będziemy jednak mówić o operacji wojskowej, a skupimy się na tragedii, jaka dotknęła ludzi i miejsca. Poszukamy upamiętnienia ofiar tamtego czasu we współczesnej przestrzeni Warmii i Mazur. Odwołamy się także do twórczości artystów – sprawdzimy, czy i jak ten czas wybrzmiał w prozie, poezji, sztuce i filmie. Oczywiście będą to tylko wybrane wątki. A i ten wybór jest zupełnie subiektywny.
Walter Kempowski „Wszystko na darmo” – książki o Warmii i Mazurach w 1945 roku
Nie bez przyczyny podejmuję ten temat dzisiaj, w styczniu 2025 roku. Mija bowiem dokładnie 80 lat od tamtego stycznia. 80 lat do dużo i mało. Spróbujemy odpowiedzieć na pytanie: „Czy teraz już wszystko dobrze?”. Pada ono w spektaklu „Wszystko na darmo” wystawianym w Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie. Sztuka powstała na podstawie książki Waltera Kempowskiego o tym samym tytule. Ostatnie słowa wypowiada Peter, 12-letni chłopiec, jedyny członek rodziny von Globig, któremu udało się przeżyć wkroczenie Rosjan do Prus. Jego pytanie: Czy jeśli udało mi się przeżyć, to teraz już wszystko dobrze? – rezonuje głęboko i zmusza do refleksji.
Z drugiej strony można zapytać: Czy jeśli znalazłem nowy dom w dawnych niemieckich Prusach, zostawiając Wilno czy opuszczając Wołyń, to również już wszystko dobrze?. To pytanie „Czy teraz już wszystko dobrze?”, które zamyka historię sprzed 80 lat, pozostaje wciąż aktualne. Choć odpowiedzi, jakie dziś na nie dajemy, różnią się zapewne od tych sprzed dekad, nadal są niejednoznaczne. Być może wcale nie takie łatwe. A na pewno nie są zero-jedynkowe.
Styczeń to dobry miesiąc, by sięgnąć po książkę Waltera Kempowskiego „Wszystko na darmo”. Ukazała się ona w Niemczech w 2006 roku, na język polski została przełożona 17 lat później, w 2023. Kempowski urodził się w 1929 roku w Rostocku, w północnowschodnich Niemczech. W 1948 roku został aresztowany przez władze radzieckie pod zarzutem szpiegostwa i skazany na 25 lat więzienia. Po ośmiu latach został zwolniony. Po odzyskaniu wolności poświęcił się pracy literackiej, stając się jednym z najważniejszych niemieckich pisarzy powojennych. Gromadził dokumenty i wspomnienia związane z II wojną światową, tworząc olbrzymie archiwum tamtego czasu. „Wszystko na darmo” jest jego ostatnią książką. Zmarł w kolejnym roku po jej wydaniu.
Książka „Wszystko na darmo” Waltera Kempowskiego opowiada o losach niemieckiej rodziny von Globig mieszkającej w majątku Georgenhof pod miasteczkiem Mitkau w Prusach Wschodnich, gdzieś między Olsztynem a Elblągiem. Akcja toczy się w styczniu 1945 roku, gdy w granice Prus wlewa się Armia Czerwona. Powieść ukazuje upadek dotychczasowego świata, moralne dylematy bohaterów oraz destrukcyjną siłę wojny. Kempowski stawia fundamentalne pytania o winę, odpowiedzialność i stopień uwikłania przedstawicieli elit – mieszczan, posiadaczy ziemskich, urzędników, nauczycieli, duchownych – w narodowy socjalizm. Zdecydowanie warto sięgnąć po tę książkę albo pójść na spektakl do olsztyńskiego teatru. A najlepiej zrobić to, i to.
Dziennik z Prus Wschodnich – Warmia i Mazury z przewodnikiem
Inną lekturą, którą można przeczytać w styczniu jest „Dziennik z Prus Wschodnich. Zapiski lekarza z lat 1945-47” Hansa Lehndorffa. Książka po polsku ukazała się po raz pierwszy w 2010 roku, 45 lat po jej premierze w Niemczech. To poruszające świadectwo ostatnich lat II wojny światowej i pierwszych lat powojennych w dawnych Prusach Wschodnich. Lehndorff, niemiecki lekarz i członek opozycyjnego wobec nazizmu Kościoła Wyznającego, opisuje w nim swoje doświadczenia z lat 1945–1947.
Książka przedstawia dramatyczne wydarzenia tamtego okresu, w tym upadek Królewca (Königsbergu) i brutalność Armii Czerwonej wobec ludności cywilnej. Po ucieczce z Królewca, Lehndorff trafił do wsi Grazymy, do dawnego majątku ciotki Agnes Stein von Kamieński z domu von Oldenburg-Januschau. Zamieszkał w domku ogrodnika przy pałacu w Grazymach. W tym czasie jego ciotka, która wcześniej była więziona przez olsztyńskie Gestapo za udział w zamachu na Hitlera, pracowała jako robotnica rolna w majątku, który niegdyś należał do jej rodziny.
Doktor Lehndorff pełnił funkcję lekarza w ambulatorium w Biesalu, gdzie leczył wszystkich potrzebujących, niezależnie od ich narodowości. Angażował się także w odbudowę życia wspólnot ewangelickich w okolicznych wsiach, odprawiając pierwsze po wojnie nabożeństwa. Po zadenuncjowaniu go do UB zmuszony był opuścić Grazymy. Przez kolejny rok działał w okolicach majątku swojego dziadka, Elarda von Oldenburga, po zachodniej stronie jeziora Jeziorak, w takich miejscowościach jak Januszewo, Susz, Brusiny, Siemiany i inne. A potem wyjechał do Niemiec, w transporcie z Iławy.
W 2022 roku w kościele ewangelicko-augsburskim w Łęgutach odsłonięto dwujęzyczną tablicę upamiętniającą Hansa von Lehndorffa. W uroczystości brał udział jego syn, Carl Lehndorff. To właśnie w Łęgutach, w listopadzie 1945 roku, po sprzątnięciu stajni jaką urządzili w nim czerwonoarmiści, Hans von Lehndorff odprawił pierwsze po wojnie nabożeństwo w tamtejszym kościele ewangelickim.
Publikacje o Warmii i Mazurach w 1945 – „Pruskie Noce” Aleksandra Sołżenicyna
Kiedy wzięłam do ręki „Pruskie Noce” Aleksandra Sołżenicyna i zobaczyłam, że otwiera je fragment ze „Słowa o wyprawie Igorowej” przypomniały mi się czasy studenckie na filologii wschodniosłowiańskiej i zajęcia, na których rozgryzaliśmy ten napisany w staroruskim utwór. Слово о плъку Игоревѣ jest najbardziej znanym zabytkiem średniowiecznej literatury ruskiej. Opowiada o niefortunnej i tragicznej w skutkach wyprawie ruskich książąt przeciw Połowcom. Odbyli ją pod wodzą Igora Swiatosławicza w roku 1185.
Aleksander Sołżenicyn to znany powszechnie rosyjski pisarz, noblista w dziedzinie literatury za rok 1970 za całokształt twórczości. Jego „Archipelag Gułag” wstrząsnął światem Zachodu. Dzieło należy do klasyki literatury światowej. W czasie II wojny światowej Sołżenicyn został zmobilizowany do Armii Czerwonej i trafił na front. Uczestniczył w walkach na terenie Prus Wschodnich – był dowódcą baterii artylerii w stopniu kapitana. W lutym 1945 roku został aresztowany za to, że w listach do przyjaciela krytykował Stalina i sposób prowadzenia wojny przez Rosję Radziecką. Wśród badaczy nie ma zgodności, gdzie go zatrzymano. Jedni mówią o Elblągu, inni o okolicach Ostródy, a kolejni o wsi Biała Wola w dzisiejszej gminie Lubomino. W lipcu 1945 w Moskwie skazano go na 8 lat łagru i „wieczne zesłanie” po odbyciu kary.
Biografia Sołżenicyna jest typowo „rosyjska” – od ideowego komunisty, przez zesłańca, po szanowanego obywatela nagradzanego przez Putina. Raz bohater, raz wróg. Najpierw Order Czerwonej Gwiazdy, potem kara łagru. Medal za zwycięstwo nad Niemcami w wojnie ojczyźnianej i wydalenie z kraju. Wróg ustroju radzieckiego, po powrocie do Rosji mieszkający w posiadłości otrzymanej od rządu. Raz na fali, raz na dnie. Pikowanie w dół albo teleportacja na szczyt. Niemal bez stanów pośrednich.
Swego czasu zajmowałam się analizą satyrycznej leksyki powieści „Moskwa 2042” Władimira Wojnowicza i problemami jej przekładu na język polski. W tej niezwykle zabawnej książce Aleksander Sołżenicyn został sparodiowany. Wojnowicz przedstawił go jako Sima Simycza Karnawałowa, mesjanistycznego zbawcę na białym koniu. Sołżenicyn był mocno przywiązany do „rosyjskości”, a jednocześnie krytykował swój kraj, szukając jakiegoś zbawczego rozwiązania dla Rosji.
W dorobku pisarza znajduje się mniej znany autobiograficzny poemat „Dorożeńka”, którego częścią jest rozdział zatytułowany „Pruskie Noce (Прусские Ночи)”. Jest to wierszowana relacja z tzw. „wyzwalania” Prus. To opis tak wiarygodny i bezpośredni, że wbija w fotel. Nie ma tu oceny, nie ma usprawiedliwiania, nie ma koloryzowania – jest czyste i szczere zło wojny. Są cierpienia niemieckiej ludności cywilnej, jest zaciekłość czerwonoarmistów. Poszczególne części „Pruskich Nocy” przypominają kadry z filmu – czyta się je napisanymi przez pisarza scenami-obrazami.
„Dorożeńkę” zaczął Sołżenicyn pisać w łagrze w 1947 roku. Robił to na skrawkach papieru etapami. Uczył się na pamięć tego, co napisał, a potem papiery z wierszami niszczył, by nie dostały się w ręce strażników. I tak w kółko. Całość spisał w 1953 roku na zesłaniu w Kazachstanie i zakopał w ziemi przed wyjazdem do szpitala, gdzie leczono go z raka żołądka. Po powrocie odnalazł rękopis. Potem musiał go spalić, by nie dostał się w ręce KGB wraz z innymi przejętymi wtedy przez te służby materiałami. Zachowała się jednak kopia przepisana na maszynie przez przyjaciół Sołżenicyna. I właśnie ten maszynopis trafił na Zachód. Na obce języki tłumaczony był właściwie tylko (uważany za najbardziej wartościowy) rozdział „Pruskie Noce”.
W polskim przekładzie „Pruskie Noce” pojawiły się w 2018 roku za sprawą Ośrodka Karta. Oprócz tłumaczenia, w książce jest też tekst oryginalny, po rosyjsku. Jak ktoś czyta w tym języku, to warto to zrobić. A potem wybrać się na wycieczkę np. do Elbląga albo do Gdańska do Muzeum II Wojny Światowej. Dlaczego akurat w te miejsca?
Elbląg – zwiedzanie z przewodnikiem
Elbląg był jednym z najbardziej zniszczonych w 1945 roku przez Armię Czerwoną miast naszego obecnego województwa. Warto przespacerować po nówce Starówce i docenić trwającą właściwie do dziś odbudowę Elbląga. To miasto, które robi duże wrażenia na odwiedzających turystach. Polecam także zwiedzić Muzeum Archeologiczno-Historyczne, a w nim szczególnie wystawę Elbląg Reconditus. Dominującym elementem scenograficznym są ruiny i wijąca się wśród nich ścieżka zwiedzania. Zastosowanie tego motywu i ogólną koncepcję wystawy wyjaśnia preambuła ekspozycji.
W 1945 roku Armia Czerwona dotarła pod Elbląg. Miasto, które przez siedem stuleci unikało zniszczeń wojennych, w ciągu dwóch tygodni intensywnych walk zostało właściwie zrównane z ziemią. Tysiące mieszkańców straciło życie, a historyczne centrum zamieniło się w gruzy. Ci, którzy przeżyli, opuścili Elbląg, a ich miejsce zajęli przesiedleńcy z różnych regionów przedwojennej Polski. Nowi osadnicy nie mieli wiedzy o historii miasta. Ruiny Starego Miasta stopniowo znikały, a na ich miejscu pojawiła się zieleń. Na terenie zburzonego średniowiecznego Nowego Miasta powstało nowe osiedle. Władze starały się zatrzeć przeszłość Elbląga.
Jednak historii nie da się ukryć w archiwach ani zepchnąć w niepamięć. Przebijała spod zasypanych gruzów i porośniętych trawą terenów, między nowymi budynkami. Odkrywane z ziemi artefakty ożywały w świetle dziennym, opowiadając o dawnym blasku Elbląga.
W ten sposób zaczyna się odzyskana opowieść. Ruiny nabierają nowego znaczenia, przywołując zapachy i kolory przeszłości. Szepczą głosami dawnych mieszkańców, oddychają atmosferą zapomnianych ulic.
Dlaczego natomiast warto odwiedzić Muzeum II wojny światowej w Gdańsku? W kontekście wkroczenia Armii Czerwonej do Prus na mnie szczególne wrażenie zrobił jeden niewielki eksponat. Jest to ruchoma figurka o charakterze erotycznym. To zabawka wykonana przez radzieckiego żołnierza, przedstawiająca w obsceniczny sposób scenę aktu współżycia mężczyzny i kobiety. Żołnierze radzieccy zaspokajali swoje potrzeby, dopuszczając się masowym gwałtów na kobietach. I nie były to tylko Niemki.
Frombork – wycieczki z przewodnikiem
We Fromborku na skwerze niedaleko parkingu przy ul. Dworcowej stoi pomnik poświęcony pamięci exodusu przez Zalew Wiślany, upamiętniający tragiczne wydarzenia ewakuacji ludności z Prus Wschodnich w 1945 roku przez zamarznięte wody tego akwenu. Pomnik został odsłonięty w 2001 roku, 56 lat po ucieczce przez Zalew Wiślany. Na marmurowej tablicy umieszczonej na 3,5-tonowym głazie i zwróconej w stronę Zalewu widnieje napis w języku niemieckim i polskim o treści: 1945 stycz.–luty | 450.000 mieszkańców Prus Wschodnich przeżyło exodus przez Zalew i Mierzeję, pędzeni przez okrutną wojnę. Wielu utonęło, inni zginęli w lodzie i śniegu. Ich ofiary wzywają do porozumienia i pokoju.
Olsztyn – zwiedzanie katedry Św. Jakuba z przewodnikiem
Tak jak byli ludzie, którzy przeżyli czas wkroczenia Armii Czerwonej do Prus, tak również zabytkowa zabudowa nie została zniszczona w całości. Z wojennej pożogi niemal bez szwanku wyszły olsztyńskie kościoły. Ocalał m.in. gotycki kościół św. Jakuba, który po wojnie stał się konkatedrą warmińską. Przetrwały też neogotyckie świątynie: ewangelicka i garnizonowa oraz kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa. Stojące w sąsiedztwie świątyń kamienice po ograbieniu, czerwonoarmiści podpalili.
Jak to się stało, że olsztyńskie kościoły nie zostały spalone? Za sprawą księdza Jana Hanowskiego, proboszcza parafii Św. Jakuba. Już 21 stycznia 1945 r. zdołał wyjednać zaświadczenie od rosyjskiego wojennego komendanta Olsztyna, by w mieście nie palić kościołów. W Archiwum Archidiecezji Warmińskiej zachowały się dwie kartki, gdzie ołówkiem napisano „Kościołów nie palić”. Jest data i nieczytelny podpis. Nieznane są okoliczności uratowania olsztyńskich kościołów przed Armią Czerwoną. O zasługach ks. Jana Hanowskiego przypomina wisząca w konkatedrze Św. Jakuba tablica, na której widać płonące miasto z wyraźnymi zarysami ocalałych kościołów.
Opowieści o Warmii i Mazurach – film „Róża”
Film „Róża” z 2011 roku w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego to przejmująca opowieść o trudnych losach ludzi zamieszkujących Mazury po II wojnie światowej. Historia osadzona jest w latach 1945–1946 i skupia się na relacji dwojga bohaterów: Tadeusza (granego przez Marcina Dorocińskiego), byłego żołnierza Armii Krajowej i uczestnika powstania warszawskiego oraz Róży Kwiatkowskiej (granej przez Agatę Kuleszę), Mazurki, wdowy po żołnierzu Wehrmachtu.
Tadeusz przybywa na Mazury, by spełnić obietnicę daną umierającemu mężowi Róży, którego poznał podczas wojny. Kiedy ją spotyka, widzi kobietę samotnie zmagającą się z brutalną rzeczywistością powojennego świata. Mazury, dawniej niemieckie, stały się w 1945 roku terenem napięć i konfliktów, gdzie dawni mieszkańcy – Mazurzy – byli traktowani z wrogością przez nową władzę i polskich osadników. Róża, uważana za Niemkę, doświadcza wielu krzywd: od grabieży, przez przemoc seksualną, po upokorzenia. Tadeusz postanawia jej pomóc, a z czasem między nimi rodzi się uczucie. Jednak ich relacja nie jest łatwa, gdyż oboje są naznaczeni traumą wojny i otoczeni wrogim środowiskiem.
Film ukazuje, jak wojna i jej skutki odciskają piętno na ludziach – zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Bohaterowie są zmuszeni do życia w świecie, gdzie przemoc i śmierć stały się codziennością. Film „Róża” porusza brutalne kwestie związane z gwałtami, przemocą wobec kobiet oraz systemowym wykluczeniem i upokarzaniem ludności mazurskiej. W relacji Tadeusza i Róży Smarzowski pokazuje, że nawet w najciemniejszych czasach można znaleźć odrobinę ciepła i bliskości. Miłość staje się formą ocalenia i nadziei. Film przedstawia losy Mazurów, którzy po wojnie znaleźli się w nowej rzeczywistości politycznej, często traktowani jako „obcy” zarówno przez Polaków, jak i Rosjan. Pokazuje problem przynależności narodowej i kulturowej.
„Róża” to opowieść o ludziach, którzy próbują odnaleźć swoje miejsce w świecie po wojnie, pełnym przemocy, strachu i uprzedzeń. Film Smarzowskiego pokazuje, jak ważne są miłość, solidarność i odwaga w obliczu zła. Jednocześnie przypomina o zapomnianych ofiarach historii – Mazurach – i ich tragicznym losie. To dzieło trudne, ale głęboko poruszające.
Dźwierzuty, Orneta i Gmina Gietrzwałd – przewodnik turystyczny
Warto odwiedzić kilka charakterystycznych miejsc na Warmii i Mazurach, gdzie kręcono ten film. Np. wieś Pęglity w gminie Gietrzwałd, w której stoi filmowe gospodarstwo Róży Kwiatkowskiej czy Dźwierzuty, gdzie sceny kręcono w kościele ewangelickim, który posłużył jako tło dla wielu kluczowych momentów filmu. Albo Ornetę – miasteczko z historyczną zabudową, którą wykorzystano jako plan zdjęciowy dla części ujęć.
Literatura o Warmii i Mazurach – poezja
Warto także przypomnieć wiersz Marii Zientary-Malewskiej o znamiennym tytule „Tym, co przybyli”, napisany w 1946 roku. Zaczyna się słowami:
Podaj mi rękę bracie mój drogi
Znad Wisły, Bugu, Naroczy,
Do nas przywiodły Cię nowe drogi…
Bracie mój popatrz mi w oczy.
Wiersz Marii Zientary-Malewskiej jest głosem w sprawie budowania wspólnoty ziemiach pozyskanych po II wojnie światowej. Autorka apeluje o pojednanie, zrozumienie i współpracę między ludźmi różnych doświadczeń i różnego pochodzenia. Przesłanie wiersza jest ponadczasowe – przypomina o wartości dialogu, akceptacji i solidarności w trudnych czasach.
Poetka zwraca się do ludzi przybyłych na ziemie Warmii i Mazur po II wojnie światowej, którzy pojawili się na tych terenach w wyniku przesiedleń. Autorka, jako rodowita Warmiaczka, zaprasza nowych mieszkańców do budowania wspólnoty. Wiersz zaczyna się symbolicznym gestem wyciągnięcia ręki – znakiem otwartości i gotowości do nawiązania porozumienia. Poetka nazywa przybyłych „braćmi”. Dalej zwraca uwagę na problem i potrzebę przekonania nowych osadników do jej własnej polskości. Czuje, że musi udowodnić swoje przywiązanie do Polski. Wiersz nawiązuje do trudnych doświadczeń historycznych – głodu, łez i cierpienia – które dotknęły zarówno Warmiaków, jak i przybyszów. Autorka wzywa do wspólnego leczenia ran i budowania nowej, wspólnej przyszłości. Poetka apeluje o wzajemne zrozumienie i zaufanie, które pozwolą przezwyciężyć podziały.
Warto także sięgnąć do innych wierszy Zientary-Malewskiej, w których porusza ona interesujące nas dzisiaj problemy, np. do wiersza „Warmia w roku 1945” lub do „Tym, co zginęli” czy do „Byleby pokój był”.
Książki o regionie Warmii i Mazur – reportaże
W 2015 roku, dokładnie dziesięć lat temu, ukazał się reportaż Magdaleny Grzebałkowskiej pt. „1945. Wojna i pokój”. To niezwykła książka, która zyskała uznanie zarówno czytelników, jak i krytyków. Grzebałkowska w 12 rozdziałach, odpowiadających kolejnym miesiącom 1945 roku, przedstawia wielowymiarowy obraz tego przełomowego czasu – roku pełnego nadziei, ale i goryczy, w którym wojna ustępowała miejsca pokojowi, choć ten nie zawsze przynosił ulgę. Autorka z niezwykłą wrażliwością opowiada o przemocy, zniszczeniu i końcu pewnych światów, a jednocześnie o odradzaniu się życia, powrotach do normalności i budowaniu nowej rzeczywistości.
Na kartach książki pojawiają się także miejscowości dzisiejszego województwa warmińsko-mazurskiego oraz ich mieszkańcy. Grzebałkowska przybliża losy ludzi, którzy musieli zmierzyć się z trudnymi decyzjami, przesiedleniami, utratą bliskich i dorobku życia. To właśnie te lokalne historie sprawiają, że książka nabiera uniwersalnego wymiaru, oddając zarówno dramat jednostek, jak i przemiany zachodzące w całej powojennej Europie środkowo-wschodniej.
Książki o ziemiach odzyskanych
W listopadzie 2024 byłam na spotkaniu autorskim z prof. Robertem Trabą wokół jego książki „Historia (nie) na sprzedaż“. Wydarzenie miało miejsce w ramach IX edycji Festiwalu Mendelsohna pod hasłem „Wspólnota“. W czasie spotkania profesor kilkukrotnie odwoływał się do powieści Stefana Chwina „Hanneman”. Już wtedy zanotowałam sobie, żeby po nią sięgnąć. Ale zrobiłam to dopiero po lekturze reportażu Zbigniewa Rokity „Odrzania. Podróż po Ziemiach Odzyskanych”, w której autor przytacza rozmowę z Chwinem. „Hanneman” ukazał się w 1995 roku – 30 lat temu. I to właśnie zrobiło na mnie duże wrażenie. Trzy dekady temu, w latach 90., właściwie klika lat po przełomie politycznym, ukazała się książka, która dotknęła bardzo wrażliwego tematu wysiedleń i przesiedleń. To właściwie pierwsza polska powieść, która podejmuje ten temat. Warto wspomnieć, że Stefan Chwin dostał za nią Paszport Polityki. W tym roku do tej prestiżowej nagrody była nominowana olsztynianka i Warmiaczka Joanna Wilengowska, za książkę „Król Warmii i Saturna”.
Akcja „Hannemana” dzieje się w Gdańsku. Ta wielowątkowa opowieść przedstawia losy mieszkańców Wolnego Miasta Gdańska w burzliwym okresie lat 30. XX wieku, końca II wojny światowej i pierwszych lat powojennych. Główną postacią jest Hanemann, niemiecki profesor anatomii, którego życie staje się punktem wyjścia do ukazania przemian społecznych i narodowościowych w Gdańsku podczas przełomowych wydarzeń, takich jak upadek nazizmu i przejęcie miasta przez polską administrację.
Autor maluje dwa oblicza Gdańska: dawne, niemieckie, pełne szczegółowych opisów opustoszałych domów niemieckich mieszkańców, oraz nowe, polskie, ukazujące życie powojenne i zmagania tzw. repatriantów z adaptacją w nieznanym mieście o głębokich historycznych korzeniach, które w tamtym czasie są dla nich kompletnie niezrozumiałe. Narracja skupia się na losach tajemniczego Hanemanna, ale wykracza poza jego historię, stawiając pytania o sens życia, naturę miłości, ludzkie słabości, śmierć i tolerancję.
Powieść należy do literatury pogranicza, która podejmuje tematykę relacji międzyludzkich w wielokulturowych i wielonarodowych społecznościach, podkreślając złożoność takich środowisk. Świetna książka, w sam raz na styczeń. Po lekturze można wybrać się do Gdańska na ulicę Grottgera, gdzie mieszkał powieściowy Hanemann.
Przesiedleńcy na Warmii i Mazurach – historia po 1945
W Olsztynie, tuż przy dawnym Tartaku Raphaelsohnów, od października 2024 stoi wagon typu Dresden. Takimi wagonami przywożono po II wojnie światowej na tzw. ziemie odzyskane tzw. przesiedleńców. Wagon ma przypominać o bolesnej historii osób, które po 1945 r. przyjechały, ale też i wyjechały ze stolicy regionu. Pojawił się on w ramach szerszego projektu „Olsztyn: Wagon nr 1945” opowiadającego o powojennych migracjach ludności. Jest świadectwem losów Warmiaków i Mazurów, Polaków z Kresów Wschodnich II RP, a także Ukraińców, Łemków, Niemców, Żydów, Romów i Białorusinów, którzy doświadczyli przesiedleń.
Przesiedleńcy z Wilna w Olsztynie
O przesiedleniach z Wilna przypomina ołtarz Matki Boskiej Ostrobramskiej, który możemy oglądać w katedrze Św. Jakuba w Olsztynie. Obraz wileńskiej Maryi namalował w 1947 roku Ludomir Ślendziński. Ślendziński pochodził z Wilna. Opuścił swoje rodzinne miasto w 1945 roku i przeniósł się do Krakowa, który był jego domem przez resztę życia.
W Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie w zamku kapituły warmińskiej na wystawie „Wyjawić, pokazać, naśladować. Polskie malarstwo portretowe XIX/XX w.” można oglądać jego obraz „Sprzedawczyni dewocjonaliów” namalowany w 1940 roku w Wilnie. Obraz przedstawia scenę z wileńskiej ulicy na tle charakterystycznych zabytków miasta, takich jak Kościół św. Anny i klasztor Bernardynów. Centralną postacią jest kobieta w tradycyjnym stroju, z charakterystyczną kraciastą chustą na ramionach, sprzedająca dewocjonalia: modlitewniki, świece woskowe, różańce oraz kolorowe obrazki świętych katolickich. W tle widoczna jest rodzina artysty – on sam z żoną Ireną, córką i szwagierką. Kupują tradycyjne wileńskie palmy. Obraz oddaje atmosferę Wilna tamtych lat. Łączy elementy historyczne z codziennym życiem mieszkańców. Ślendziński współtworzył zjawisko w sztuce określane szkołą wileńską lub klasycyzmem wileńskim. Dumny z rodzinnego miasta, większość swoich prac sygnował podpisami „wykonał Ludomir z Wilna Ślendziński A.D….”. Warto umówić się na zwiedzanie zamku kapituły warmińskiej w Olsztynie z przewodnikiem.
Reszel – zwiedzanie z przewodnikiem
Przy cerkwi greckokatolickiej pw. Przemienienia Pańskiego w Reszlu stoi kamień z tablicą upamiętniającą ofiary akcji Wisła. Został on ustawiony w tym miejscu w 2007 roku, w 60-tą rocznicę przesiedleń mieszkańców Podkarpacia i wschodniej Małopolski. Można tam znaleźć okolicznościową dedykację oraz fragment wiersza ukraińskiego poety Aleksandra Olesia. Całość w języku ukraińskim.
Bracia – wygnańcy,
wspomnijmy kochany
kraj, szczęśliwe dni …
Bracia i siostry,
zapłaczmy
wśród obcych na
obczyźnie!
W ramach akcji „Wisła” w 1947 roku na tereny ówczesnego województwa olsztyńskiego przesiedlono ponad 55 tysięcy Ukraińców, głównie grekokatolików. W powiecie kętrzyńskim osiedlono kilka tysięcy z nich, pozbawiając praw mniejszościowych i delegalizując Cerkiew greckokatolicką.
Po II wojnie światowej na Warmii i Mazurach pojawił się problem przejmowania kościołów, również przez prawosławnych i grekokatolików. Wiele opuszczonych świątyń ewangelickich, po wyjeździe rodzimych mieszkańców, było przekazywanych Kościołowi katolickiemu obrządku łacińskiego. Jednak wierni obrządków wschodnich, pozbawieni własnych świątyń, często walczyli o możliwość korzystania z tych budynków, co prowadziło do konfliktów o prawo własności, użytkowanie i adaptację kościołów. Sytuacja była skomplikowana również ze względu na napięcia między różnymi wspólnotami religijnymi oraz ograniczoną liczbę duchownych wschodnich obrządków.
Po 1956 roku sytuacja nieco się poprawiła – władze pozwoliły na działalność kulturalną Ukraińców, lecz nadal odmawiały legalizacji ich Kościoła. Trzymając się przykładu reszelskiej świątyni – dopiero w 1963 roku grekokatolikom z Reszla i okolic umożliwiono modlitwy w dawnym kościele św. Krzyża. Wcześniej wielu z nich przeszło na prawosławie. W 1992 roku świątynia została oficjalnie przekazana Cerkwi greckokatolickiej, a pięć lat później wyposażono ją w ikonostas.
Warmia i Mazury – wycieczki z przewodnikiem i polecane lektury. Podsumowanie
Wydarzenia w Prusach Wschodnich w 1945 roku i w pierwszych latach powojennych były okresem dramatycznych przemian. Zakończenie II wojny światowej przyniosło masowe ucieczki i przesiedlenia ludności dawnych Prus, zniszczenie miast i wsi oraz nowy porządek graniczny. Region przeszedł pod administrację Polski i ZSRR, co wiązało się z osiedlaniem nowych mieszkańców, odbudową zniszczeń oraz przekształceniem kulturowego i społecznego krajobrazu. Był to początek trudnej adaptacji, budowania nowych wspólnot oraz próby odnalezienia tożsamości w nowych realiach.
Czy teraz już wszystko dobrze?
Magda, przewodnik turystyczny po województwie warmińsko-mazurskim